Pewnie po przeczytaniu tytułowego pytania Wasze myśli skierowały się dokładnie w jedną stronę. No w każdym razie czytających panów na pewno ;)) Zdradzę Wam mój tajny, choć wcale nie łatwy, sposób, jak sprawić, żeby Wasz facet miał uśmiech od ucha do ucha przez wiele godzin.
Gotowe?
Trzeba mu pokazać wahadłowiec!
Tak, wiem, ale mówiłam, że to nie jest prosty sposób :)) Może podniesie Was na duchu to, że mimo że dwa się rozbiły w czasie kosmicznych misji (Challenger i Columbia), to nadal macie kilka możliwości zobaczenia tego technologicznego cuda. Zła wiadomość jest taka, że wszystkie są w Stanach. No dobra- dla tych, które są w Stanach to dobra wiadomość:)
Macie więc do wyboru:
- Discovery w Waszyngtonie (Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej),
- Endeavour w Los Angeles (Kalifornijskie Centrum Nauki),
- Enterprise w Nowym Jorku (Muzeum Intrepid, które mieści się na lotniskowcu- też byliśmy i baaardzo polecamy!),
- Atlantis na Przylądku Canaveral (w Centrum Lotów Kosmicznych im. Kennedy’ego).
Ja skorzystałam z tego ostatniego i, dziewczyny, radzę Wam zrobić to samo! Mąż będzie bardzo zadowolony. Bardziej niż możecie przypuszczać!
Podczas naszej ostatniej wyprawy na Florydę zwiedzanie Kennedy Space Center było dla nas obojga oczywiste, chociaż mielibyśmy zaorać wszystkie Disneye i Universale. Tak się właściwie stało, bo wybraliśmy zupełnie inną opcję rozrywki- obczajcie tu.
Wracając jednak do spraw kosmicznych, o zwiedzaniu Centrum Kennedy’ego mam plan wysmarować soczysty artykuł, teraz tylko patrzcie na to.
Jesteśmy w tej części kompleksu, w której od paru lat zamknięty jest wahadłowiec Atlantis, a mój Mąż STOI I KONTEMPLUJE Z NIEOBECNYM WYRAZEM TWARZY. Ogląda to cudo techniki z każdej dostępnej strony i znów przystaje. I PATRZY BEZ RUCHU! Powoli zaczynałabym się robić zazdrosna o tę, już nawet nie można tego powiedzieć, kupę złomu, bo złomu akurat tam nie było, gdyby nie to, ze ja też byłam wniebowzięta.
Nawet nie to, że samym promem, chociaż też zrobił na mnie wrażenie, ale bardziej wyrazem twarzy Rafała. Rozanielonym. Rozmarzonym. W innym świecie. Serio-NIGDY GO TAKIM NIE WIDZIAŁAM!
Żeby już ostatecznie upewnić mnie w tym, że ma tu miejsce sytuacja absolutnie wyjątkowa, mój Mąż poszedł do… emerytowanego konsultanta!
Haha! To jest Ameryka moje drogie, tu każdy ma coś do zrobienia. A starsi, niekiedy już bardzo starsi panowie, można nawet powiedzieć, że dziadziusiowie, którzy w Polsce szukaliby drugiego kapcia, łykając tabletki na serce z obawą czy nie za szybko bujają się na swoim fotelu, to ci dziadziusiowie w Ameryce występują w roli żywych ekspertów, tłumacząc zwiedzającym, o co to chodzi z tymi promami, bo akurat tak się składa, że przepracowali przy nich ostatnie 40 lat.
Mój mąż nigdy nie chodzi i nie pyta, bo jest prawdziwym facetem, zrozumiano?! A prawdziwy facet nigdy nie pyta ani o drogę, ani o prom kosmiczny.
A tym razem poszedł, porozmawiał, zadał nurtujące go pytania, kiwał głową z uznaniem dla dziadziusia, a potem jeszcze tłumaczył mi z angielskiego na nasze. I wprawił mnie tymi rozmowami w totalne osłupienie.
Można więc powiedzieć, że prom Atlantis sprawił, że nam obojgu kopara opadła aż do ziemi.
A że Amerykanie umią w muzea;)) to zobaczycie na tym filmie. Za przedstawienie nam promu Atlantis w taki sposób ++1000 do ekscytacji.
EDIT. Mąż poczuł się w obowiązku napisania paru słów od siebie:)
Rafał: Mam kilka takich wyraźnych wspomnień z dzieciństwa, z czasów, kiedy nie było komórek, internetu, kablówki, a nawet kolorowych magazynów. Nie wiem, kiedy dokładnie to było, ale przywołuję z pamięci taką sytuację, że starszy o 6 lat kuzyn z Wrocławia pokazał mi dużą (A5) kolorową (!) fotografię lądującego wahadłowca. Do dziś pamiętam, że na tym zdjęciu był prom kosmiczny, a za nim obowiązkowy malutki odrzutowiec NASA. Jeszcze niedawno byłem nawet w stanie odnaleźć to zdjęcie w internecie.
Całe życie interesowały mnie technologie, technika, kosmos, samoloty itd. więc sama wizyta w KSC była już super wydarzeniem. Do tego sposób w jaki zwiedzający są przygotowani na spotkanie z Atlantisem dodatkowo wpłynął na ogólną ekscytację związaną z tym miejscem. Ale gdy kurtyna zasłaniająca prom się podniosła i mogliśmy wejść do hali, w której pod sufitem podwieszono prawdziwy, jeden z trzech aktualnie istniejących, realnie użytych orbiterów, to poziom (chyba) szczęścia z (chyba) spełniania marzeń z dzieciństwa osiągnął swoje maksimum. Stałem i patrzyłem się na ten szczyt osiągnięć inżynieryjnych (jak na tamte czasy) i oczy mi się szkliły ze wzruszenia.
Marta: Głupio dodawać edit do editu, ale teraz to już nawet ja kocham te wahadłowce.