Po Hawanie włóczyliśmy się w sumie ponad dwa dni z trzema nocami. Ktoś by powiedział, że to może niewiele jak na ten “skarb Karaibów”, ale nam się wydaje, że jednak wystarczająco, żeby poznać atmosferę miasta, pozaglądać w bardziej lub mniej uczęszczane zaułki, poznać atrakcje, które skrywa Hawana i wyrobić sobie własne zdanie na temat stolicy Kuby.
Przygotowaliśmy dla Was listę naszych top 8 miejsc, które ma dla Was Hawana. Wszystkie atrakcje odwiedziliśmy sami, własnym zadkiem szorując fotele w starych kubańskich taksówkach. Sami, w sensie że z dziećmi, bo przecież nie dały się zostawić w mieszkaniu:))
No to lecimy!
Spacer z polskim przewodnikiem po starym mieście- a to ci zaskoczenie!
Sama jestem zdziwiona, że to piszę, bo my nigdy ale to nigdy nie zwiedzamy z przewodnikiem. A tu akurat się trafiło. Ale żeby się wytłumaczyć, bo człowiek organizujący wyprawy samodzielnie czuje, że to prawie wstyd korzystać z usług przewodnika, bo może to świadczyć o jego niekompetencji :)), koniecznie zajrzyjcie do naszego artykułu „Nie do wiary- jak żyją Polacy na Kubie!”. Ponieważ wielu spraw, o których tam piszemy, byliśmy świadomi już przed wyjazdem, zdecydowaliśmy się zainwestować te 60 euro w spacer z Joanną. Tym bardziej, że wiedzieliśmy, że dla niej te pieniądze to prawdziwy majątek i, że bardzo ich potrzebuje.
Jako ciekawostkę powiem Wam jeszcze, że pierwotna propozycja ceny od Macieja, który jest szefem Joanny, to było po 2 kilogramy części do Malucha od każdego dorosłego (w sumie była nas czwórka). Maluch (tak, tak, ten nasz, fiat 126 p!) to na wyspie towar wysoce pożądany i niezwykle drogi (podobno można go zanabyć za równowartość 20 tys. zł!), a części do niego są na wagę złota. Nie skorzystaliśmy jednak z tej intratnej propozycji, gdyż jechaliśmy na Kubę tylko z bagażem podręcznym do 8 kg. Te 2 kg robiłoby nam więc dużą różnicę. A propozycja była tym ciekawsza, że części nawet nie musielibyśmy kupować, bo dostalibyśmy gotowe, już zapakowane. Chodziło tylko o przewiezienie!
Okej. Koniec dygresji do dygresji. Jesteśmy już w Hawanie. Chodzimy z Joanną po starym mieście. Jest ciekawie. Brudno koszmarnie, co dla tych, którzy jeszcze prawdziwych Karaibów nie doświadczyli, może być pewnym szokiem. Dla nas najciekawsze były opowieści Asi o realiach życia na Kubie, wyjawiane w tamtych właśnie konkretnych miejscach. Dlatego polecamy wycieczkę koniecznie z polskim przewodnikiem, najchętniej tambylcem!
Przejazd coco taxi
Nie wiem czy coco taxi to forma specyficzna wyłącznie dla Kuby, ale gdybyście się zastanawiali co to jest, to jest to dokładnie to, co słychać- taksówka w kształcie kokosa. Zmajstrowane toto na bazie skutera i niewiele więcej jest w tym pojeździe miejsca, ale daliśmy radę się tam zmieścić całą naszą piątką. Prestiż jest niesamowity, gęba się cieszy od ucha do ucha, że człowiek jedzie w kokosie, wiatr we włosach i w ogóle. Cena jakaś śmieszna na nasze, ale nawet gdyby było drożej, bo w końcu Kubańczycy by się zorientowali jaką to niepowtarzalną atrakcję mają na swoim podwórku, to warto zapłacić. Plus żeby ktoś robił zdjęcia z chodnika :))
Spacer lub przejażdżka po Maleconie
Malecon to taki jakby nasz Monciak- prestiżowa ulica miasta biegnąca tuż nad morzem. Rzeczywiście- obracając głowę w jedną stronę widzimy wodę, zachód słońca i odpływający w dal “Statek Miłości”. Jednak po drugiej stronie ulicy stoi rząd nieciekawych, sypiących się kamienic. Lub ewentualnie- po jednej stronie widzimy nudne morze, takie jak wszędzie, a po drugiej- niespotykaną, cudną, autentyczną kubańską architekturę.
Jakkolwiek by na to nie spojrzeć- być w Hawanie i nie przejść się Maleconem to jak być w Sopocie i nie pójść na molo.
A powiedzenie “Ale lans! Jedziemy po Maleconie!” wykrzyczane z zachwytem podczas przejażdżki coco taxi (patrz punkt 2) po tej właśnie ulicy weszło do naszego rodzinnego slangu i jest używane notorycznie podczas doznawania niesamowitych wrażeń gdziekolwiek i kiedykolwiek. Dla nas to bezcenne!
Tajemniczy świat kubańskiego voo-doo
Piszemy to w kategorii otarcia się tylko, bo nas takie tematy niepokoją na tyle, żeby za głęboko się z nimi nie zapoznawać.
Jest na Kubie religia zwana santerią, której “kapłankami” są zawsze tylko kobiety. Można je rozpoznać po tym, że ubierają się w całości wyłącznie na biało. Do tego mają swoje stoliczki, gdzie, jak cyganki, odprawiają jakieś wróżby czy świadczą inne usługi. Widzieliśmy to na Placu Katedralnym i przyciągnęło to nasz wzrok w stopniu nie mniejszym niż słynna Katedra. Nie polecamy oczywiście korzystać z ich usług, jednak warto na ten temat zasięgnąć więcej informacji przed wyjazdem. Choćby dlatego, by nie dziwiły Was sklepy z czaszkami wołów lub poumieszczane na rogach ulic gliniane garnki z resztkami zwierząt (głowami!), zostawionymi dla duchów.
Postapokaliptyczny lunapark w Parku Lenina
Wizyta w tym miejscu jest lekko odrealniona. W pierwszej chwili można pomyśleć, że to taki odpowiednik naszego wesołego miasteczka w parku w Chorzowie. A przynajmniej 40 lat temu. My w tym miejscu spędzamy kilka godzin, ale nie da się ukryć, że sama miejscówka jest dość osobliwa i dla lubiących tego typu przygody.
Ludzi w całym lunaparku jak na lekarstwo, część atrakcji zamknięta (zapewne od wielu lat). Ceny na otwarte karuzele – tanie jak barszcz bo w CUP-ach (typu 20 groszy za przejażdżkę). Ale uwaga! Gdzie się da próbują naciągnąć! Apogeum następuje na elektrycznych quadach i skuterach gdzie cena jest ustalona „na gębę” i po przejażdżce rośnie 20-krotnie (przecież trzeba kroić gringo, no nie?). Przez większość czasu można odnieść wrażenie bycia w jakimś postapokaliptycznym miejscu po wybuchu bomby atomowej – brak ludzi, odrapane sprzęty w kiepskim stanie i sącząca się w kółko z megafonów jakaś psychodeliczna piosenka.
Dla koneserów, ale my lubimy takie atrakcje, bo nasze dzieci kochają karuzele niezależnie od stanu farby. Byleby się ruszały.
Lody w słynnej lodziarni Coppelia
Atrakcja, która jeszcze bardziej uzmysławia jak odrealnione są warunki życia na Kubie, zwłaszcza gdy udacie się do części przeznaczonej dla miejscowych, a nie dla turystów.
Na jakąś godzinę przed otwarciem lokalu (czyt. zdjęcia łańcucha blokującego wejście), ochrona ładnie ustawia klientelę w sznureczek wzdłuż żywopłotu. Wszyscy czekają z niecierpliwością na otwarcie lodziarni, a atmosfera przypomina tę z naszego Lidla i walkę o crocsy. Wybija godzina W i wszyscy biegiem ruszają w stronę wejścia, gdzie kolejny pracownik usadza ludzi przy stolikach. O co ta walka? O dostęp do lodów w skandalicznie niskich cenach- po parę groszy za gałkę.
Siadamy i zamawiamy po jednej porcji (gałce) na osobę. Kelnerka zdziwiona (chyba, że tak mało), ale przyjmuje zamówienie. Cały proces trwa nieznośnie długo, ale za to można poobserwować co się dzieje dookoła, a dzieją się rzeczy dziwne.
Otóż: większość ludzi przy stolikach nie przyszła tutaj w celach konsumpcyjnych, lecz czysto aprowizacyjnych. I tak oto piękne desery lodowe, składające się z wielu gałek, podane na eleganckich plastikowych talerzach wielorazowego użytku, jednym wprawnym ruchem lądują w foliowych reklamówkach szybko wyjętych z innej torby. To, co zostało na talerzu, jest szybko wylizywane, tak aby ani odrobina tej ambrozji się nie zmarnowała. Cena – cudowna, 1 CUP za gałkę lodów o dość sztucznym smaku. Chwilo trwaj!
Przejażdżka starym samochodem
Można to zrobić w super starych limuzynach, które specjalnie dla turystów odpicowane czekają w najczęściej odwiedzanych punktach miasta. Jednak cena za taką atrakcję, jak na kubańskie warunki, jest skandaliczna (100 USD za godzinę!// czyli z emerytury trzeba by ciułać te $4 przez jakieś… 25 miesięcy nic przy tym nie jedząc!). Wystarczy jednak złapać zwykłą taksówkę, co, przyznaję, w tym zatłoczonym mieście nie zawsze jest łatwe, i zapłacić za kurs w jakiś bardziej odległy rejon miasta. Cena będzie kilkadziesiąt razy niższa, a frajda dodatkowa, bo może trafi się wam taksa z odpadającymi drzwiami, które dodatkowo trzeba będzie trzymać przez całą drogę:)
Sesja zdjęciowa na Placu Rewolucji
Taksówką z punktu 7 można na przykład pojechać na Plac Rewolucji, który jest centralnym punktem zbornym dla przeprowadzanych w mieście ewentualnych defilad lub manifestacji (ha ha). Do tej pory nie wspominaliśmy nic o Che lub Camillo, bo nasze dzieci, mimo niewątpliwej swej inteligencji, nie ogarniały w tamtym czasie kim był Tadeusz Kościuszko, a cóż tu dopiero mówić o rewolucjonistach z Kuby. Budynki z ogromnymi wizerunkami tutejszych bohaterów są jednak dobrą okazją do tego, żeby wspomnieć dziewczynkom o historii Che Guevary i kolegów. W końcu może też kiedyś będą nosić koszulki z jego wizerunkiem, więc lepiej żeby wiedziały kto zacz. To inwestycja w przyszłość, a na dzień dzisiejszy mamy chociaż fajne zdjęcia. Kubańskie do szpiku kości.
I jeszcze trzy punkty programu dodane poza protokołem przez nasze dzieci. Więc jeśli macie swoje własne małe szerszenie, to wiedzcie, że oczywiście nie zabraknie Wam miejsc na to, żeby:
- karmić gołębie,
- gapić się na przepływające statki,
- zaliczyć plac zabaw i ucieszyć miejscowe dzieciaki rozdawaniem kolorowych baloników.
Nasze wrażenia z Hawany
Hawana bez wątpienia jest ciekawym miastem, które przenosi nas w czasie do innej rzeczywistości. Stare samochody, stare walące się budynki, stare wszystko. Wśród tego kilka perełek, niespotykanych nigdzie indziej, jak nasze ukochane coco taxi.
Jeśli lubicie rum i cygara oraz lecącą w kółko “Guantanamerę” z każdego głośnika to będziecie jeszcze bardziej zadowoleni. Nas takie klimaty nie kręcą, używek unikamy, za to szukamy mniej znanych, czasami totalnie abstrakcyjnych miejsc. I Hawana z pełni zaspokoiła te pragnienia, chociaż muszę przyznać, że 2 dni spędzone w tym mieście wystarczyły.
Jednak przeszkadzał mi ten brud i niemożebny smród w wielu miejscach (pamiętacie- garnki na rogach ulic z punktu 4!), stąd pod koniec dnia cieszyłam się, że możemy się znaleźć w naszym miłym, czystym i jednak choć trochę europejskim mieszkaniu z widokiem na miasto z 25 piętra.
Dla lubiących egzotykę w niestandardowym, niekatalogowym wydaniu- polecamy, Hawana zapewni te atrakcje. Jeśli podróżujecie z dziećmi to nastawcie się na całkowity brak udogodnień, jeśli nie liczyć tego, że do każdego pojazdu, czy to taksówki czy coco taxi wepchną was bez fotelików w dowolnej liczbie i do tego z wózkiem.