Podobno trzeba nie lada odwagi, żeby zabrać żonę na kolację do restauracji Hooters. Ale i w Izraelu czekają na porządnego męża liczne pułapki, od finansowych, przez licznych majfrendów, po dziewczyny z karabinami.
Żyjemy w takich czasach, kiedy broń długa w przestrzeni publicznej przestała robić na nas wrażenie.
No dobrze, jeśli nie ruszamy się z Polski, to nadal robi, bo żołnierza z karabinem najprędzej zobaczymy podczas jakiegoś narodowego święta.
Ale wystarczy, że ruszymy się odrobinę na zachód, a w zasadzie w każdym większym mieście w każdym zachodnim kraju będą służby z karabinami (znawców broni proszę o wybaczenie, na potrzeby tego wpisu rozgraniczmy broń na małą – pistolet, i większą – karabin). Spotkamy ich na lotniskach, wokół rządowych budynków czy po prostu na głównych ulicach miasta (Berlin, Bruksela, Londyn).
Stąd też widoki ludzi z karabinami podczas wycieczki do Izraela jakoś szczególnie nie powinny nas zaskoczyć. Jak wiadomo okolica jest dość niestabilna, a incydenty ze strony Hamasu lub Hezbollahu od czasu do czasu mają miejsce, czy to jako prowokacja, czy też jako odpowiedź na prowokację ze strony izraelskich osadników.
Obowiązkowa służba wojskowa
O utrzymanie pokoju, albo raczej status-quo, w tamtym rejonie świata jest trudno, więc trzeba skądś mieć do tego ludzi. I w Izraelu podeszli do problemu systemowo, poprzez obowiązkową służbę wojskową. Obowiązkową dla wszystkich, bez wyjątku – mężczyzn i kobiet. Warunek – ukończone 18 lat i niebycie Arabem. Oni jedni są zwolnieni z tego obowiązku.
Sama służba „zasadnicza” jeszcze przed kilkunastoma laty i w Polsce była czymś normalnym. Zresztą nadal 18-latkowie mają ten wątpliwy zaszczyt stanięcia przed komisją poborową celem otrzymania kategorii wojskowej. Za czasów naszych rodziców mężczyźni byli powoływani „do woja” na 2 lata, w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych już tylko na 1 rok. Kobiety oczywiście nie.
W Izraelu jednak się nie szczypią – nie dość, że trzeba iść do wojska, niezależnie od tego czy w paszporcie mamy wpisane Male czy Female, to jeszcze cała zabawa trwa aż 3 lata (!). No dobrze, dziewczyny czasem służą tylko 2, chyba, że trafią do jednostek bojowych – wówczas też trzy.
Co z tym bikini?
W naszej podsycanej popkulturą wyobraźni wizualizujemy sobie przeciętnego Amerykanina jako tego, który ma w domu specjalny pokoik na swoje kilkanaście pistoletów. I oczywiście jego dziewczyna potrafi świetnie strzelać zarówno z małego Colta, jak i z nieco większego AR-15. A co wobec tego powiecie o Szwajcarii, która, jak przystało na neutralny kraj, jest bardziej uzbrojona (per capita) niż USA?
Wracamy jednak do Izraela. Wiemy już, że każdy obywatel ma zaszczyt służenia w izraelskim wojsku. Trzeba jednak dać mu też możliwość spędzenia części swojej służby poza koszarami. No bo może ktoś chce pojechać do babci na imieniny, albo umówił się na plażing w Jaffie z koleżanką z liceum.
Problem zaczyna się jednak w momencie, gdy taki żołnierz (lub żołnierka) zwolniony na weekend z koszar, wpadnie podczas przepustki w tarapaty. Bo akurat przypadkiem zepsuje mu się auto na drodze i pomocną dłoń wyciągną do niego nieprzyjaźnie nastawieni bojownicy Hezbollahu. A ponieważ, niestety, dla jednego wojskowego takie spotkanie skończyło się bardzo źle, aktualnie każdy żołnierz na przepustce ma mieć ze sobą swój karabin.
Każdy. Bez wyjątku.
Idziesz na drinka do baru z dziewczyną – bierz karabin.
Idziesz do kina z kumplami – bierz karabin.
Idziesz na plażę opalić się na mahoń – bierz karabin.
Nie jest ważne, co robisz i jak jesteś ubrany. Mundur nie ma znaczenia. Bylebyś miał karabin. Albo miała. Do bikini.