Pamiętam naszą pierwszą wizytę w Jerozolimie we wrześniu 2017 roku. Pojechaliśmy do Izraela jako „six to fly”, bo była z nami jeszcze moja Mama, a cała wyprawa była prezentem dla Tosi z okazji jej Pierwszej Komunii Świętej. Nie muszę chyba mówić, że Ściana Płaczu była bardzo wysoko na naszej liście pod tytułem „po przyjeździe rzuć bagaże i natychmiast idź w tamto miejsce”?
Pamiętam też, że niezwykłość tego miejsca była dla nas absolutnie niesamowita. Nie wykluczam, że miał na to wpływ czarny tłum ortodoksyjnych żydów z pejsami do pasa :)), w którym staliśmy, żeby wejść na plac. Czuliśmy się tam obco, ale nie w negatywnym sensie. Raczej obserwowaliśmy z zaciekawieniem kulturę zupełnie inną od naszej.
Sama Ściana Płaczu zrobiła na nas wszystkich ogromne wrażenie. Dzieciom opowiadaliśmy wcześniej, że jest to ostatnia ściana ogromnej i jedynej Świątyni, która w czasach Jezusa tutaj się znajdowała i teraz jest to dla wyznawców judaizmu najświętsze z miejsc. Innej świątyni nie mają i mieć nie będą. Synagoga, czyli to co wcześniej tłumaczyliśmy dziewczynkom jako „żydowska świątynia”, odpowiednik naszego kościoła, jest tak naprawdę tylko domem modlitwy i miejscem spotkań religijnych.
W związku z tym, że nie wiedzieliśmy, co dokładnie dzieje się nie placu przed Ścianą Płaczu w momencie, kiedy my tam byliśmy, czyli na rozpoczęcie szabatu, nie mieliśmy pojęcia jak się właściwie zachować. I to był ból. Nie wiedzieliśmy dokąd jako nie-żydzi możemy podejść, czy myć ręce tak jak wszyscy, czy wypada nam włożyć karteczkę między kamienie w Murze i dlaczego oni tak tańczą? W takich momentach ja przynajmniej mam chęć stać się na chwilę niewidzialna.
Dlatego poprosiłam naszego znajomego Marka, który jest historykiem i robi doktorat z historii Żydów, ale powiedział, żebym nie wymieniała tu jego tytułów i publikacji naukowych:)) o parę podstawowych informacji na temat Ściany Płaczu. Można więc powiedzieć, że to pierwszy w historii bloga wpis z cyklu „ekspert radzi”.
Marek napisał mi tak:
Każda religia ma swoje święte miejsca. Czasami są to lokalne świątynie o niepodważalnym znaczeniu dla okolicznych mieszkańców. Innym razem budowle, które na zdjęciach rozpoznaje nawet małe dziecko. Ich „świętość” wynika z różnych czynników, także tych historycznych.
W judaizmie bez wątpienia takim przenajświętszym miejscem jest HaKotel, określany jako mur zachodni czy też „ściana płaczu”. To (prawdopodobnie) pozostałość po dawnej świątyni jerozolimskiej, zburzonej niemal 20 wieków temu. W świątyni, dziele zbudowanym ku chwale Boga, znajdowało się święte świętych. Miejsce przeznaczone dla Pana, gdzie niegdyś przebywała Arka Przymierza.
Mur jest więc nie tylko ważny ze względów historycznych czy religijnych dla judaizmu oraz Izraela. To także miejsce tożsamościowe dla wielu Żydów, a obecność przy nim można postrzegać jako namacalne zbliżenie się do Boga.
Dostęp do muru jest ograniczony, zawsze trzeba przejść przez kontrolę ochrony, a na teren placu nie wolno wnosić broni ani ostrych przedmiotów.
Żydzi (tylko mężczyźni) podchodząc do ściany zakładają szal modlitewny – tałes. Często używają też modlitewników, zanosząc swoje prośby do Boga. Cała przestrzeń muru jest bowiem miejscem na modlitwę, refleksję w ciszy i tak też należy się zachowywać. Częstym zwyczajem jest wkładanie karteczek z prośbami w szczeliny między kamienie ściany.
Pod Kotel nie warto przychodzić w dni świąteczne dla judaizmu, zwłaszcza w piątkowy i sobotni wieczór. Na rozpoczęcie i koniec szabatu. Wówczas w to miejsce ciągną setki rozmodlonych religijnych Żydów, którzy chcą obchodzić szabat w świętym miejscu. Wówczas jest to przestrzeń nie tylko modlitwy, ale radości. Niekiedy na placu, w oddaleniu od muru, niektórzy tańczą i cieszą się chwaląc Boga.
To tyle od eksperta. Ja tylko dodam, że wbrew poradom my oczywiście poszliśmy na plac na rozpoczęcie szabatu. Ha ha! Może dobrze, że nie wiedzieliśmy tego wszystkiego wcześniej.
A o tym jak zorganizować wyjazd do Jerozolimy, poczytajcie w tym artykule.