Początkowo ten artykuł miał mieć tytuł „Hobbiton w Nowej Zelandii- hit czy kit?” ale właściwie od razu uświadomiłam sobie, że nie będę w stanie napisać żadnego sensownego argumentu, dla którego to miejsce nam się nie podobało.
Może poza jednym- było za krótko! Nie w sensie, że płaci się dużo, a jest się krótko, bo całe doświadczenie trwa w sumie około 2 godzin. Po prostu wizyta w „Hobbitonie” obudziła we nas tak silne pozytywne emocje i wzruszenia, że nawet gdybyśmy spędzili tam cały dzień, mielibyśmy poczucie, że chcemy więcej. Odwiedzenie wioski hobbitów polecamy każdemu bez względu na wiek, a w dalszej części artykułu znajdziesz aż 15 powodów, dla których tak twierdzimy. Nieprzekonani czy warto jechać do „Hobbitonu”? Koniecznie czytajcie dalej!
3. Bo nie ma tam popeliny!
Mimo tego, że jest to jedna z topowych atrakcji Nowej Zelandii, to nie ma tu żadnej popeliny, a kasę na bilet naprawdę warto wydać.
Można by się obawiać, że jest tu”przemiał” ludzi i wycieczka za wycieczką, ale my niczego takiego nie doświadczyliśmy.
Owszem, jest sporo zwiedzajacych, a grupa około 40 osób wchodzi co pół godziny. Na szczęście nie ma się poczucia, że ktoś łazi Ci po głowie. Teren jest spory, a przewodnicy pilnują, żeby grupy trzymały odległość, jednocześnie nadając tempo zwiedzaniu. Jest bardzo sprawnie, ale nie za szybko (z dokłądnoscią do tego, że „Hobbiton” jest tak świetny, że mogłabym tam chodzić cały dzień 😉
Nie ma popeliny oznacza również, że wszystko jest wykonane z największą starannością: od domków przez ogródki, gospodę i plac urodzinowy aż po najmniejszą wędkę czy kromkę sztucznego chleba leżącą na stole przed norką hobbita piekarza.
1. Bo możesz poczuć się jak w filmie
Filmy z cyklu „Władca pierścieni” oraz „Hobbit” to chyba jedne z najpopularniejszych filmów wszechczasów. Jesli mierzyć to częstotliwością tego, ile razy widzieliśmy je jako opcję do wyboru w filmotece na pokładzie samolotu, to na pewno! Wielu z Was na pewno zna te filmowe historie, nawet jeśli nie jesteście zagorzałymi fanami Tolkiena i fantasy.
Odwiedzić „Hobbiton” to jak przenieść się na plan filmowy. Wszystko jest doskonale zachowane i utrzymane. Wygląda, jakby ekipa reżysera Petera Jacksona (nota bene Nowozelandczyka, który poza „Tolkienem” niewiele ma znanych filmów w swoim dorobku) wyszła stamtąd dosłownie wczoraj. I robi to niesamowite wrażenie, móc być w miejscu, które doskonale znamy z filmowego ekranu. I to nie po przeróbce albo „na tym wzgórzu dawno temu kręcili dodatkowe sceny do nędznego filmu klasy B”. Tu nic sobie nie trzeba wyobrażać, wszystko jest idealnie jak na ekranie!
Do tego cała oprawa, która zaczyna się już w autobusie, który z parkingu dowozi do farmy, w tym sam reżyser, który mówi to odwiedzających „Hobbiton”- wszystko to sprawia, że naprawdę czujemy się jak w krainie ze snu. Albo z filmu 🙂
2. Bo świetnie jest się dowiedzieć filmowych ciekawostek.
Myślę, że nie tylko nasz przewodnik, ale każdy pracownik „Hobbitonu” sypie anegdotami z planu filmowego jak z rękawa!
My dowiedzieliśmy się m.in. ciekawej historii o żabach w oczku wodnym.
Gdy kręcono sceny filmowe, płazy te miały akurat okres godowy i straszliwie rechotały. Dlatego wieczorem kilku pracowników odłowiło wszystkie zwierzęta z wody, by przenieść je w inne miejsce, poza plan filmowy. Oczywiscie nad ranem już wszystkie były z powrotem, a ich odgłosy uniemożliwiały filmowanie.
Z tego powodu jeden z aktorów, który w filmie udaje jakoby łowił ryby, miał za zadanie wrzucać do wody kamień ilekroć tylko żaby za bardzo się rozochocały. Wystraszone zwierzęta natychmiast ucichały, co umożliwiało dalsze filmowanie.
Tą i inne anegdoty z planu na pewno poznacie podczas spaceru po „Hobbitonie”. I zapewniam, że będziecie zachwyceni tym, o jak wielu szczegółach pomyślał reżyser.
Podobno Jackson był nawet gotowy zmienić małym jabłonkom liście i owoce na śliwowe. Zależało mu bowiem, żeby właśnie ten gatunek rósł w Shire, ale oryginalne drzewa śliwy były za duże. Wykorzystał więc odpowiednio przygotowane jabłonie, które „przebrał” za śliwy, choć miały być widoczne na ekranie jedynie przez 5 sekund!
W naszym dzienniku podróży mamy dwie strony zapisane takimi ciekawostkami, których na pewno nie dowiedzielibyśmy się nigdzie indziej. Pozwala to poczuć się „bliżej filmu” jeszcze bardziej.
4. Bo w przyszłym roku na pewno będzie drożej.
Bilety są kosztowne, ale nie tak przerażająco drogie, jak na to, że to Nowa Zelandia i topowa atrakcja tamże.
My odwiedziliśmy „Hobbiton” w grudniu 2022 roku i ceny były następujące: dorosły- 89NZD, dziecko (9-16) 44NZD, dzieci do 8 lat za free, bilet rodzinny 2+2- 225NZD. Żeby miec cenę w złotówkach, pomnóż te kwoty razy 3. Aktualne ceny sprawdzisz na ich stronie TUTAJ.
Czyli nam wpadł bilet rodzinny plus dopłata za jedno dziecko, za kwotę w sumie 269NZD czyli trochę poniżej 900zł. Dawno nie pamiętam tak dobrze wydanych pieniędzy (choć jak pamiętacie, staramy się podróżować budżetowo i oglądać kilka razy każdą wydaną złotówkę)
Bilety rezerwujcie z wyprzedzeniem, zwłaszcza jeśli zależy Wam na konkretnym terminie. My bookowaliśmy 3 tygodnie wcześniej i już na część terminów brakowało miejsc. Na szczęście byliśmy elastyczni i mieliśmy 3-4 dni do wyboru.
Nie udało nam się za to z drugim śniadaniem ani kolacją, bo taki pakiet rozszerzony można sobie również kupić (cena tylko 2 razy wyższa od zwykłego biletu). Niestety- te miejsca wyprzedają się na kilka miesięcy do przodu 🙁
5. Bo jest to nadal działająca farma, na której żyje 13 tysięcy owiec!
Nie wiadomo, czy nie zeżrą „Hobbitonu” 🙂
Poza tym przyjemnie obserować jak właściciel farmy nie porzucić swojej rolniczej działalności i świetnie łączy obie „nogi” swojego biznesu. Dla mnie to tylko zwieksza „realność” całości.
6. Bo możesz się przekonać, że na filmie wcale nie kolorowali tej trawy!
Ona po prostu jest taka cudownie zielona. I to nie tylko tam, ale w całej Nowej Zelandii! Ten kawałek świata był wprost idealny, żeby stworzyć tam filmowy Shire!
7. Bo można tam wziąć ślub i może chcesz sprawdzić grunt?
Ha! Zaskoczeni?
Ślub w „Hobbitonie” jest możliwy i podobno już dwie pary powiedziały sobie „tak” na tym samym placu, na którym filmowy Bilbo świętował swoje 111 urodziny.
Ale zastrzelcie mnie, nie mam pojęcia jak to się załatwia 🙂
8. Bo od przyszłego roku będzie można zobaczyc dom hobbita w środku, a nawet zanocować na terenie Hobbitonu!
Już od paru miesięcy na stronie „Hobbiton movie set” wisiała informacja, że szykują coś specjalnego! A teraz wiemy, że będzie to możliwość wejścia do pełnowymiarowej norki hobbita!
I teraz pora na zdziwienie- jak to? to do tej pory nie można było? Ano nie, bo w rzeczywistości wszystkie norki to tak naprawdę tylko drzwi i nic więcej.
Do grudnia 2023 decydując się na zwiedzanie „Hobbitonu” przechodzisz szlak po wiosce, między domkami i kończysz go w gospodzie, gdzie w cenie dostajesz piwo imbirowe (lemoniadę) lub herbatę. Ale nasz przewodnik mówił, że odwiedzający jednak pytali się, dlaczego nie ma domku od środka. W końcu musiał powstać jakiś, choćby na potrzeby filmu!
Więc niejako na „wniosek” zwiedzających, właściciele farmy budują prawdziwą norkę hobbita, którą będzie można odwiedzić. Jedna w rozmiarze hobbickim (malutka), a druga, ze wzgledów bezpieczeństwa, powiększona do naszych ludzkich wymiarów, w pełni wyposażona z kuchnią i dwoma sypialniami! To dopiero będzie frajda (i z pewnościa pretekst do podniesienia cen biletów- patrz punkt 4:) Ale będzie jeszcze bardziej warto!
Wiem także, że niebawem, choć nie wiem dokładnie kiedy, miała być jeszcze uruchomiona możliwość nocowania w młynie na terenie „Hobbitonu”. Jeśli kręci Was taka opcja, szukajcie na stronie.
9. Bo niewiarygodne jest jak może być miejsce tak nierealne i prawdziwe zarazem.
Nie potrafię tego wyjaśnić, ale w „Hobbitonie” jest tak jakby jawa mieszała się ze snem. Z jednej strony wiesz, że to wszystko jest „na niby”, ale z drugiej strony jest tak prawdziwe i autentyczne, jakby ktoś zmaterializował Twoje wyobrażenia o Shire.
Chyba pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się płakać ze wzruszenia łzami, których po prostu nie mogłam zatrzymać. Być w krainie, o której się marzy, prawdziwej i fantastycznej zarazem! Niesamowite!
10. Bo te karczochy, pory i jeżyny po prostu trzeba zobaczyć! I te prawdziwe pszczoły również!
Każdego dnia nad utrzymaniem wzorowego stanu Shire pracuje kilkunastu ogrodników, pszczelarzy, cieśli i innych fachowców.
I tą pracę naprawdę widać! Wszystkie kwiaty, owoce i warzywa są prawdziwe! Wszystko pachnie, rozkwita, owoce dojrzewają, a nad zielonymi liścmi i pachnącymi kwiatami lata multum pszczół i innych owadów. Wszystko co sa w stanie utrzymać jako „realne” takie właśnie jest. Nas to absolutnie zachwyciło!
11. Bo to wspaniałe miejsce dla dorosłych i dla dzieci.
Wizytę w „Hobbitonie” przeżywaliśmy i my rodzice, i nasze dzieci trochę inaczej. One dopiero wchodzą w świat filmów kręconych na podstawie Tolkiena, a my oglądaliśmy wszystko trochę z łezką w oku. W końcu pierwsze filmy powstały na początku lat dwutysięcznych, gdy my byliśmy jeszcze przed dwudziestką!
Jedno jest pewne- ten hobbicki świat fascynuje i dużych i małych. Tym młodszym będzie trzeba tylko trochę pomóc z tłumaczeniami, bo oprowadzanie odbywa się tylko po angielsku!
12. Bo tylko tam masz szansę wypić coś dobrego lub zjeść w hobbickiej gospodzie!
W gospodzie „Green Dragon” wszystko jest jak należy: jest płonący kominek, a nawet kot wylegujący się na fotelu! W cenie zwiedzania jest napój, a dodatkowo można sobie kupić kanapkę lub babeczkę. Niestety, na posiadunek w gospodzie jest tylko 15 minut.
13. Bo to jedna z topowych atrakcji Nowej Zelandii!
Być w Nowej Zelandii i nie zajechać do „Hobbitonu” to jak być w Egipcie i nie widzieć piramid.
Poza tym topową atrakcją ze średnią opinii 4,7 przy prawie 12 tysiącach głosujacych na Google, nie zostaje się przypadkiem. Warto pojechać nawet tylko po to, żeby wyrobić sobie własną opinię na temat tego miejsca.
14. Bo dla fana Tolkiena to raczej takie „must see”!
Wiadomo, filmy Petera Jacksona nie powaliły wspaniałością wielu miłośników Tolkiena. Zwłaszcza teraz, po 20 latach, gdy ogląda się je po raz kolejny, trącą już trochę myszką.
Nie mniej jednak, jako fan Tolkiena, który wybiera się do Nowej Zelandii, po prostu nie możesz przegapić tego miejsca.
Zwiedzając kraj kiwi i szukając spotów z filmu, natkniesz się na różne miejscówki. Ale z pewnością żadna z nich nie będzie „nadal tak filmowa” jak „Hobbiton”. Zresztą, abstrahując od całości filmu, uważam, że z odtworzeniem krainy hobbitów Jackson poradził sobie naprawdę znakomicie!
15. Bo nawet jeśli nie wiesz, o co w tym chodzi, to masz szansę zakochać się w Śródziemiu.
Wydawało mi się to niemożliwe, żeby ktoś był w „Hobbitonie” i nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. O dziwo, podobno 40% osób nie rozumie, co to ten cały Shire, bo nigdy nie czytało ani książki, ani nie widziało filmu.
Jeśli i Ty należysz to tej grupy to nic nie szkodzi. „Hobbiton” przemawia do wyobraźni nawet bez znajomości fabuły. A kto wie, może spodoba Ci się tak bardzo, że zechcesz zgłębić temat i odkryjesz nowe, cudowne światy?
Hobbiton Movie Set
No to teraz parę szczegółów technicznych.
Hobbiton Movie Set znajduje się na wciąż działające farmie w miejscowości Matamata, na ulicy, a jakże! Buckland Rd. Bilety nie są tanie, ale w naszej ocenie, jak na niesamowitość atrakcji, też nie powalająco drogie. należy je rezerwować z wyprzedzeniem, gdyż zwiedzanie odbywa się tylko o ustalonych godzinach.
Plan filmowy zwiedzać można w każdej pogodzie, także w deszczu (na miejscu są parasole do wzięcia!). Działa też kawiarnia i sklepik z pamiątkami, które powastały przy współpracy z Weta Cave, czyli wytwórnią odpowiedzialną za realizację całego fantastycznego świata w filmach Jacksona.
Wszystkie bieżące informacje znajdziecie na stronie Hobbiton Movie Set.
My gorąco polecamy! Do tego stopnia, że gdybym ponownie miałą wybrac jedna płatną atrakcję w Nowej Zelandii, to byłby to na pewno „Hobbiton”.