Uwaga, będzie wyznanie: kochamy jeść! I to widać :)) Nie tylko po tym, że od jakiegoś czasu naszym ulubionym strojem są luźne dresy. Widzimy to także po zdjęciach z podróży- znaczna część z nich jest robiona w knajpach, z bułą w łapie lub nad talerzem czegoś pysznego i gorącego. W wydaniu tureckim- przy ogromnym kebabie, którego ochrzciliśmy ksywką „gruby Benek”.
Dlatego jednym z obowiązkowych punktów przygotowań do każdej podróży jest solidny research w kierunku znalezienia miejsc, gdzie dobrze (i w dużej ilości!) można napaść żołądek.
Przy szukaniu hasła „jedzenie w Stambule” wybór był oczywisty. Naszym przewodnikiem został Mark Wiens.
Mark Weins
Mark jest obecnie chyba najbardziej znanym podróżniczym 'foodie’, który podróżuje i odkrywa jedzenie. Jego cecha charakterystyczna to tzw. yummy face, trudno to opisać, ale jeśli obejrzycie choć jeden filmik Marka, od razu będziecie wiedzieli o co chodzi. Parę lat temu realizował projekt podróży dookoła świata, w ramach którego spędził kilka dni testując jedzenie w Stambule. Dzięki temu doskonale wiedzieliśmy gdzie iść i jakiego jedzenia szukać, sprawdziliśmy większość miejsc, które Mark polecił w swoich filmach.
Po pierwsze: Şehzade Cağ Kebap
Doskonale zdaję sobie sprawę, że hasło 'kebab’ w naszym kraju wywołuje dość negatywne skojarzenia gastronomiczne, ale mylenie tego z tym, co ma nam do zaoferowania Turcja jest zupełnym nieporozumieniem.
Niedaleko Hagia Sofia koniecznie trzeba odwiedzić niepozorną restaurację i spróbować kebabu w wersji poziomej. Pełne aromatu, z daleka czuć zapach soczystego jagnięcego mięsa, które zostanie Wam podane na małych szaszłykach. Do tego pieczywo, warzywa no i koniecznie jogurt. Pyszności. Braliśmy dokładkę!
Po drugie: Balkan Lokantasi
Balkan Lokantasi to w zasadzie sieciówka, w której możecie sobie wybierać spośród ogromnej liczby potraw serwowanych w formie bufetu. Nie jest to może miejsce, w którym warto często się stołować (bo znajdzie się cała masa innych), ale biorąc pod uwagę ogromny wybór i przystępne ceny jedzenia spokojnie możemy polecić to miejsce w ramach poznawania różnych tureckich pomysłów gastronomicznych.
Po trzecie: Lades Menemen
Menemen to taka hmmm… turecka wersja jajecznicy na bogato- typowe jedzenie w Stambule. Możecie sobie wybrać jeden z kilku zestawów składników, które znajdą się w potrawie (pomidory, kiełbasa), ale nie ukrywajmy – jajecznicę to sobie też w Polsce można zrobić i kiełbasy nie zabraknie. Ale jest jedna cudowna rzecz, którą w tej restauracji odkryliśmy, i było to kulinarne 10/10. To Kajmak. Nie, nie kajmak serwowany na mazurku wielkanocnym. Kajmak, czyli coś niesamowicie wyjątkowego dobrego, rodzaj serka produkowanego z mleka bawolic wodnych (!!!)- niby mascarpone przełamane gęstą kremówką, ale inne, gęste, delikatne, przepyszne i do tego polane miodem. Dawniej kajmak był bardzo popularny, teraz bardzo trudno go dostać w Stambule, ale warto szukać i walczyć bo jest to deser wybitny.
Najlepszy kajmak znajdziecie w specjalnym „sklepie z nabiałem”, zaraz przy końcowej stacji zabytkowej linii tramwajowej. Sklep jest niepozorny, ale warto wejść do środka. Na mapie znajdziecie go TU.
Po czwarte: Kral Kokoreç
Uwaga, wchodzimy na wyższy poziom abstrakcji. Poziomy kebab już był, ale teraz jest coś dla prawdziwych koneserów – poziomy kebab zrobiony z jelit i innych wnętrzności pieczonych nad węglem drzewnym. Można dostać kanapkę, albo po prostu- na talerzu. Zaskakująco wyśmienite! Znajdziecie go TU.
Po piąte: Fıstık Kebap Lahmacun
Ta miejscówka wymaga nieco więcej zachodu, bo trzeba pojechać aż w okolice ogromnego mostu nad Bosforem (ale spokojnie złapiecie autobus). Poza tym dobrze sprawdźcie nazwę knajpki i miejsce na mapie- w życiu byśmy tam nie weszli mijając to miejsce „z ulicy” gdyby nie rekomendacja Marka.
Jedzenie przepyszne! Tytułowy Lahmacun, czyli cieniuteńki placek wielkości pizzy, chrupiący, z pastą pomidorową i mięsem powalił nas na kolana. Do tego przepyszna sałatka z pomidorów i orzechów włoskich zalewana obficie sokiem z cytryny, a na koniec kluczowy przysmak: Fistik Kebap, czyli mięsko zapieczone z serem w cieście. Och, jakie to było pyszne! Do picia oczywiście ayran, w kubeczku, z ayranowej fontanny. Bardzo, bardzo polecamy, bo tam nas nakarmili chyba najlepiej w Stambule. Znajdziecie ich TU.
Po szóste: kolacja w Zübeyir Ocakbaşı
W tym miejscu trzeba się wspiąć na nieco wyższy poziom finansowy, gdyż kolacja tutaj będzie droższa niż wszystkie indziej i bardzo prawdopodobne, że będziecie potrzebować rezerwacji (choć nam się udało, rzutem na taśmę, wyrwać jakiś mały stolik dla dwojga). Jak już dostaniecie się do środka, czeka Was live cooking na ogromnym grillu umieszczonym pośrodku sali, gdzie kucharz na Waszych oczach przygotuje kebab lub inne mięso, które zamówicie (polecamy jagnięcinę!). Przepyszne, jak wszystko. Znajdziecie ich TU, przy samym placu Taksim.
Po ostatnie: największy kebab w życiu- Tarihi Karadeniz Döner
Skoro jesteśmy w Turcji, to znowu czeka nas kebab. Ale tym razem w wersji XXXXL. Ogromne, gigantyczne mięcho i taka sama kolejka na dworze, nawet przy złej pogodzie. Jak macie mało czasu – bierzcie samo mięcho w bułce. I koniecznie dużo serwetek, bo zaleje was sos z tego mięsnego potwora. Jeśli macie czasu choć odrobinę więcej – koniecznie musicie spróbować İskender kebap, czyli to samo mięso, ale w pomidorowym sosie, podane z jogurtem i z dodatkiem warzyw. Best kebab ever. A wszystko w łatwo dostępnym miejscu, o TU.
Na koniec
Dodatkową radością, zwłaszcza dla Marty, była możliwość zapijania wszystkiego pyszną, gorącą, mocną herbatą podawana w małych szklaneczkach (więcej możecie przeczytać w tym artykule o herbacie).
W ogóle, pisząc to teraz, jesteśmy zaskoczeni, że tak wiele pysznego jedzenia udało nam się zjeść w ciągu zaledwie czterech dni. Ale nie dało się inaczej, bo jedzenie w Stambule jest znakomite i samo pchało nam się do gąbek. Faktem jest obiektywnym :)), że Turcja, przynajmniej w wydaniu stambulskim, to raj dla smakoszy, zwłaszcza mięsnych :))