Podróżując z dziećmi zawsze wychodzimy z założenia, że doświadczenie to najlepszy nauczyciel. Dlatego nie oszczędzamy żadnej okazji, żeby pokazać im świat. Zwłaszcza gdy jesteśmy daleko od domu, a świat jest zupełnie inny niż ten nasz, dobrze już znany.
Na co dzień wydaje nam się, że to jak tłuczenie głową w mur, bo często mamy wrażenie, dziewczyny w ogóle nas nie słuchają. Wmawiamy sobie wtedy, że w ogóle to nie o to nam chodzi, żeby nasze córki wykazywały się wiedzą, a na twarzy miały wyraz absolutnego zasłuchania i chłonięcia wiadomości. Na szczęście od czasu do czasu małe światełko nadziei przebija przez chmury. Tosia rzuca wtedy hasło, że „Stambuł… to mi coś mówi…”, albo że stolicą Panamy jest Panama, a Brazylii- Brazylia. Błyszczymy wtedy i puchniemy z dumy.
Do rzeczy…
Bosfor!
Nie liczcie na zbyt długie wywody, bo Tosi, Oli i Adzie też nie serwujemy wielkiej dawki informacji, bo by tego nie udźwignęły psychicznie. My wiedzowo też ;))
Historia Miasta nad Cieśniną Bosfor
W przeszłości, właśnie dzięki swojemu położeniu nad Cieśniną Bosfor, Stambuł (znany na świecie jako Istanbul) odgrywał bardzo dużą rolę. Z podręcznika do historii z klasy piątej wiem, i teraz mogę się wymądrzać ha ha, że miasto, którego dawna nazwa to Konstantynopol, a jeszcze wcześniej Bizancjum, było niegdyś stolicą Cesarstwa Wschodniorzymskiego.
W 395 r.n.e. Cesarstwo Rzymskie zostało podzielone na wschodnie i zachodnie (to drugie ze stolicą w Rzymie) i od tego czasu Konstantynopol, nazywany Drugim Rzymem, rósł w siłę. Historia Cesarstwa nie była w podręczniku klasy 5 zbyt szeroko opisana, ale wiem, że wiodło im się nieźle (ze szczytem prosperity około VI w. za panowania cesarza Justyniana), a potem coraz gorzej.
Ogromne obszary Imperium były co rusz atakowane przez barbarzyńców (miedzy innymi Słowian hehe), aż w końcu w 1453 r. został Konstantynopol ostatecznie zdobyty przez Turków. Ostatni cesarz został zabity i tak skończyło się Cesarstwo Wschodniorzymskie. Ciekawe, że data 1453 r., czyli data upadku Cesarstwa Wschodniorzymskiego, jest wymieniana jako jedna z kilku (m.in. 1492- wyprawy Kolumba) oznaczająca symboliczny koniec epoki Średniowiecza i przejście do Nowożytności. No i przy okazji dowiedzieliśmy się skąd w Stambule Turkowie, którzy przecież mają to miasto w rękach do dziś.
Dumna jestem i blada, bo wszystko to powyżej napisałam z pamięci bez użycia Wikipedii, bazując na wiedzy, którą opanowałam przy okazji ucząc się z Tosią do sprawdzianu z historii. Jednak te dzieci bywają do czegoś przydatne:))
Wracamy do położenia Stambułu nad cieśniną Bosfor, która łączy Morze Czarne z Morzem Marmara i jest bardzo ważnym szlakiem komunikacyjnym. Wiadomo dlaczego była przez wieki tak łakomym kąskiem.
Opowiedzieliśmy dziewczynom, że Stambuł jest jedynym miastem na świecie, które leży na dwóch kontynentach: w Europie i w Azji. Pamiętam, że gdzieś jest 3%, a gdzieś 97%, ale nie pamiętam gdzie i jak dokładnie to jest porozkładane.
Bosfor Bridge, czyli Most Bosforski (po polsku już brzmi gorzej)
Most Bosforski (Bosfor Bridge), łączący oba brzegi Cieśniny, został wybudowany w 1973 roku i z pewnością był cudem techniki jak na tamte czasy. Zresztą- nadal robi wrażenie!
Niestety nie udało nam się znaleźć sposobu na przejechanie nim w rozsądnym czasie z wykorzystaniem komunikacji publicznej, więc mogliśmy go podziwiać tylko z brzegu lub z wody. Na drugą stronę Cieśniny Bosfor kursują bowiem co kilka minut arcytanie promy, które stanowią normalny sposób przemieszczania się po mieście dla jego mieszkańców. Nie dajcie się nabrać, że żeby podziwiać miasto z poziomu wody musicie wykupić drogi rejs turystyczny za paredziesiąt eurasów. Wystarczy zwykły bilet, tak jak na każdy inny tramwaj lub autobus i nie wysiadając z promu możecie sobie zrobić wycieczkę przybijając od brzegu do brzegu, a przy okazji obejrzeć z bliska ten zjawiskowy most.
Sam Bosfor Bridge i jego okolice są miejscem chętnie odwiedzanym i fotografowanym przez miejscowych i turystów. My na przykład mogliśmy sobie poobserwować taką klimatyczną sesję zdjęciową jakiegoś tureckiego influencera modowego, który pozował w bluzie fila i oryginalnej złotej kecie z wisiorem w kształcie złotego kałasznikowa (przyjrzyjcie się dokładnie na trzeciej focie). Ach ten lokalny koloryt!
Maiden’s Tower, czy Wieża Leandra
To inna, bardzo klimatyczna miejscówka, którą można sfotografować w Cieśninie Bosfor. Wieża, która kiedyś była strażnicą, a potem latarnią, teraz jest niesamowitą, ale zarazem bardzo drogą atrakcją turystyczną. /Więcej możecie poczytać tutaj/. Z brzegu można ją podziwiać za darmo, rozkoszując się na przykład szklaneczką tureckiej herbaty (pisałam o tym w tym artykule), za to za dopłynięcie do niej zabulicie nieprzyzwoicie wiele monet (nie chcę zmyślać, ale to było coś rzędu 20 euro).
Jednak najważniejszą informacją o Maiden’s Tower, którą mój mąż nie omieszkał się podzielić gdy tylko ją zobaczyliśmy, była ta, że wieża grała samą siebie w filmie „Świat to za mało”, gdzie w Jamesa Bonda wcielał się jeszcze Pierce Brosnan.
No i już mamy wycieczkę VIP :))
Naszym ulubionym zajęciem było wiec siedzenie nad wodą, picie herbaty i obserwowanie Wieży oraz mnóstwa latających morskich ptaków, których dokarmianie (i tresowanie) jest jednym z ulubionych zajęć przechodniów.
O Bondzie co prawda dziewczynom nie opowiadaliśmy, bo jeszcze mamy przed sobą tę ikonę światowego kina, na razie skupiając się raczej na klasykach w stylu „Karate Kid”, ale powoli, powoli i do tego dojdziemy.
Pozostałą dawkę wiedzy dziewczyny łyknęły jak młode pelikany, lub w zaistniałych okolicznościach przyrody można by powiedzieć, że raczej… mewy!