Czy ten durny pies sąsiadów musi tak szczekać?
Historia, a dzieci głupie nie są
Od tygodnia jesteśmy zamknięci. Opowiadam moim dzieciom, że to historia bezprecedensowa i, że nigdy za naszego życia takie rzeczy się nie działy i daj Boże, nie będą. Ale one chyba nie rozumieją co to precedens. Bardziej dociera do nich fakt, że Angela Merkel powiedziała wczoraj do Niemców, że takiego kryzysu nie było w ich kraju od II wojny światowej.
Tak proszę Państwa, bo moje, i Wasze pewnie też, dzieci głupie nie są. Wiedzą co to Niemcy i II wojna światowa. W końcu tłukę im to na naszej domowej lekcji historii od wielu lat. Nie jestem tylko pewna, na ile ogarniają horyzont czasowy, bo mówię do nich, że minął tydzień, a przed nami jeszcze miesiąc, ale ten miesiąc to dla nich totalna abstrakcja. Dla mnie zresztą też.
Pies sąsiadów
Mam wrażenie, ze każdy dzień to walka. Do tego ten pies sąsiadów (chyba wyżeł, który powinien biegać po polach i polować na zające, a nie stać i szczekać na każdy ruch w ogródku) wykańcza nas nerwowo. Właśnie Ada poszła zamknąć balkon, żeby odciąć nas od jego hałasu, mówiąc przy tym „Mam nadzieję, że ktoś wreszcie zabije tego psa”. Widać, że wszystkim już się na mózg rzuca, a temat śmierci dotarł do świadomości i moich dzieci. Pewnie widzą jednak sprawnego myśliwego ze śrutówką, a nie psa zabijanego przez wirusa (chyba, że wirusa-potwora ludzkich rozmiarów, ze śrutówką:).
Wiem, nie mamy tak źle, bo nasz tryb życia bardzo się nie zmienił. Rafał i ja i tak pracowaliśmy w domu, a Olę z Adą codziennie uczę w edukacji domowej. Świat wywrócił się dla Tosi, która nareszcie nie musi wstawać.
E-learning, czyli była euforia
Niestety, na tą chwilę mogę powiedzieć, że mimo wcześniejszej euforii dla systemu e-learningu przygotowanego przez Tosi szkołę, jestem zawiedziona. Może nawet przerażona. Lub zdegustowana. Mam wrażenie, że nauczyciele chcą wykorzystać czas kwarantanny do tego, żeby dzieci same w domu przerobiły lub nawet nadgoniły materiał szkolny.
Moja najstarsza córka siedzi codziennie nad lekcjami po 6 godzin, a lista zadań, których w tym rozsądnym czasie nie zdążyła wykonać, rośnie. A nie muszę dodawać, że po 4 latach nauki w systemie domowym jest to jednak dziecko przystosowane do samodzielnej pracy?
Własnie siedzi nad geografią, której w szkole mają godzinę w tygodniu (godzinę czyli 45 minut). Na ten czas pan dał do przerobienia dwa tematy z podręcznika o klimacie- w sumie 8 stron, zrobienie notatki, przeanalizowanie kilku wykresów i 2 karty pracy do wykonania, zeskanowania i wysłania do soboty.
To jeszcze nic bo we wtorek na dwie lekcje z polskiego było w sumie 8 poleceń, w tym 2 fragmenty z „Pana Tadeusza” do przeczytania. Plus po 6-8 zadań z podręcznika do każdego fragmentu, do przeczytania także tekst o Mickiewiczu, plus zrobienie z niego notatki (dramatycznie słabo zeskanowany!). Do tego nauczyć się pięknie czytać jeden z fragmentów i jeszcze karta pracy do tekstu o grzybobraniu. Na zadanie dla chętnych nawet nie spojrzałyśmy, bo już nam wystarczająco czacha dymiła. No sorry, ale nie wierzę, że zrobiliby to na lekcji w półtora godziny!
A ja jestem zdania, że moje dzieci oprócz nauki muszą mieć też czas na polatanie w ogródku, zabawę, nudę, czytanie książki, zjedzenie czegokolwiek i sen o jakiejś możliwej godzinie.
Wczoraj na grupie rodziców ze szkoły okazało się, że i tak jesteśmy szczęściarzami, bo mamy w domu wystarczającą liczbę komputerów dla każdego członka rodziny. Mamy też drukarkę do tych kart pracy. Na forum okazało się, że są tacy, którzy na zwykłej ilości sprzętu (co pewnie oznacza 1 laptop na rodzinę, a nie tak jak u nas w dziupli:)) muszą pracować w domu i realizować dwa systemy nauczania na różnych poziomach. Słabo.
Codziennie rodzinnie walczymy z frustracją.
Życie w twierdzy Wrocław
Bardzo nie chcemy wychodzić na zewnątrz. Po pierwsze dlatego, że Rafał, ze względu na, jak to się określa, „choroby współistniejące” jest prawdopodobnie w grupie podwyższonego ryzyka. Zakazałam więc wycieczek do Lidla, a ziemia i nawóz do ogrodu tylko online.
Do tego dbamy o resztę świata i nasze otoczenie. Ada od paru dni ma stan podgorączkowy, ja momentami też. Rafała czasami dusi w klacie, ale sam już nie wie czy to z nerwów, czy dlatego, że coś mu jest. Tosia od paru dni pokasłuje. Czy to oznacza, że mamy koronawirusa? W normalnych czasach człowiek by się napił syropu z malin i najadł rosołu, a tak- zastanawia się kiedy wezwać karetkę i czy robienie testu to dobry pomysł.
Ale staramy się w tym naszym zamku warownym żyć jako-tako normalnie. Codziennie jemy wspólne śniadania, obiady i czasami nawet kolacje.
Staramy się być dla siebie nawzajem lepsi, bardziej wyrozumiali. Tosia uczy się przepraszać, Ada uczy się nie drzeć, a Ola nie płakać z byle powodu.
Ada pisze książkę. Stworzyła już chyba z 8 stron rękopisu w powydzieranym zeszycie z polskiego. Jesteśmy tam odizolowani od świata w krainie wróżek Błyszczylandii, a tata prowadzi wojnę z syrenami.
Adoptowaliśmy lekarza, a nawet pięciu!
Chcemy jednak w tym czasie zrobić jeszcze coś dobrego. Dużo się modlimy za tych, którzy są dla nas ważni. Za naszą rodzinę i przyjaciół, ale bardziej jeszcze za rządzących i służbę zdrowia. Od wczoraj włączyliśmy się w „adopcję duchową” polskich medyków- modlimy się za pięcioro Bogu wiadomych- lekarzy, pielęgniarzy, tych z karetki, laborantów, kogoś kto sprząta sale lub szykuje posiłki. Codziennie za tę jedną osobę, która już może opada z sił lub się boi- o życie swoje lub swojej rodziny, żeby dała radę. Dzieci to rozumieją, wiedzą, że modlitwa ma moc.
Miodu nie ma, jest życie
Napisałam to wszystko szczerze, żeby pamiętać za jakiś czas, jak to faktycznie było. Poza tym mam wrażenie, że jednak zewsząd widać na instagramach tylko shimmer i shine- pikniki na kocykach w salonie, zabawy w indian rodziców z dziećmi po wiele godzin dziennie i czytanie bajek aż do zdarcia gardła. Rodzice nie śpią i nie jedzą, tylko zajmują się dziećmi z uśmiechem na ustach.
U nas takiego miodu nie ma, choć do tragedii póki co jeszcze tez nie doszło. Choć nie jest dla mnie oczywiste, że gdyby doszło, to napisałabym o tym na blogu.
I doskwiera mi samotność, bo nawet pies sąsiadów przestał już szczekać.
PS Ada zadeklarowała, że swoją bajkę o Błyszczylandii przedstawi tu na blogu. A potem ją sprzedamy za grube pieniądze.
PS 2 Sesję zdjęciową w 2017 roku zrobiła dla nas Aga Łozińska. Tak mi to jakoś pasowało, a na nową sesję się nie zanosi.