Los to sprawił lub przypadek, że po pasjonujących politechnicznych studiach, na których uczyłem się teorii obwodów elektrycznych i fizyki kwantowej (jedno i drugie bardzo przydaje się w codziennych zmaganiach z rzeczywistością ;)), trafiłem, jak spory odsetek absolwentów PWr, do branży IT.
Niestety, te 20 lat temu człowiek miał dużo węższe horyzonty i niestety dużo mniejsze możliwości. Kierunki studiów, jakie wtedy przychodziły do głowy statystycznemu kandydatowi na studenta, to były być może prawo i medycyna, a dla mniej zdecydowanych- filologia lub socjologia.
A tymczasem nieco młodsze pokolenie ma teraz możliwość zostania tiktokerem, influencerem, jutuberem, programistą albo nawet pilotem. I to zupełnie od zera, wystarczy mieć pomysł na to co chce się robić. No i trochę szczęścia. I sporo inteligencji (nie dotyczy tiktokera).
O Kawali słów kilka
Wśród pasjonatów lotnictwa są takie miejsca i miasta, które budzą jednoznaczne skojarzenia. Na przykład mówisz Berlin – myślisz „paskudny Tegel, jeszcze gorszy Schonefeld i wiecznie niegotowe nowe lotnisko”. Mówisz Bergamo/Beauvais i jak wielu podróżników myślisz „pierwsza podróż low-costami z Polski”. Mówisz Radom, myślisz … a dajcie spokój.
Natomiast gdy widzisz napis Kawala/Kavala/Καβάλα (IATA: KVA, ICAO: LGKV) to najprawdopodobniej nie masz żadnych skojarzeń i w zasadzie słusznie, bo niewiele się tam dzieje.
Wprawdzie nie jest aż tak źle jak w Radomiu, ale dla przykładu 1.09 z tego lotniska odleciały raptem dwa samoloty rejsowe (Oslo i Stuttgart). Szałowo, co nie? I to pewnie tylko dlatego, że sezon jeszcze powoli się dogasza i resztki turystów trzeba dostarczyć na powrót do domów.
Tym większe było nasze zdziwienie, gdy o 22:00 na kawalskiej ulicy wyprzedziło nas auto z Polski, na rzeszowskich tablicach rejestracyjnych – komu chciało się tutaj przyjechać samochodem?
Skoro jednak już się do tej Kawali dostaliśmy, musimy coś ze sobą zrobić.
Po pierwsze, trzeba wydostać się z lotniska pokonując te prawie 30 kilometrów do miasta. Tam możemy coś zjeść, obejrzeć akwedukt, fort, stare kościoły i meczet. Jako, że Kawala nazywana jest Mekką Tytoniu, możemy udać się do poświęconemu tej tematyce muzeum (przy okazji – w Grecji strasznie kopcą, w restauracjach aż do zniechęcenia, widok od którego w Polsce już wszyscy, na szczęście, odwykliśmy).
Z lepszych miejsc niż tytoniowe klimaty mamy też podobno całkiem dobre Muzeum Archeologiczne. Wszystko w centrum. Do tego port (przyda nam się w dalszej podróży), restauracje i pobliskie plaże.
Oczywiście nie zabraknie też wszechobecnych w Grecji walących się domów, pustostanów i innych nieco przygnębiających miejsc, ale jak gdzieś przeczytaliśmy – do tego trzeba po prostu w Grecji się przyzwyczaić.
W okolicy Kawali
Jeśli mamy własny środek transportu, to z pewnością warto udać się nieopodal Kawali do ruin starożytnego miasta Filippi. Miasto, nazwane na cześć Filipa, ojca Aleksandra Macedońskiego, możemy teraz oglądać pod postacią rozległych ruin ze stojącymi i leżącymi kolumnami, amfiteatrem, a jeśli mamy czas to i z muzeum.
W Filippi działał też św. Paweł (stąd List do Filipian), którego ślady odnajdujemy zarówno w samym miejscu wykopalisk („więzienie św. Pawła”), jak i w oddalonej nieopodal miejscowości Lidia, gdzie miał miejsce pierwszy na terenie Europy chrzest kobiety o imieniu Lidia (o czym można przeczytać w Dziejach Apostolskich). Dziś w tym miejscu jest mały kościół prawosławny z pięknymi mozaikami.
Kawalscy piloci
A może rzucić wszystko i zostać pilotem odrzutowca? Chyba mało kto miał takie pomysły, a nawet jeśli, to wszyscy prawie wiemy, że jest to niemalże niemożliwe.
Okazuje się jednak, że czasami linie lotnicze postanawiają same sobie wyszkolić kadry (od zera), i organizują szkolenia dla kandydatów na pilotów, którzy to, przechodząc przez wszystkie etapy i kolejne licencje, mogą dojść do pełnych uprawnień pilota samolotu pasażerskiego w niespełna dwa lata.
Pewnie gdyby podrążyć temat to okazało by się, że sporo linii lotniczych ma takie programy, jednak w kontekście Kawali chodzi nam konkretnie o WizzAir.
Bo właśnie tutaj, na kawalskim lotnisku, swój kurs pilotażu odbywają kandydaci na pilotów tego węgierskiego przewoźnika. Wśród nich również i Polacy.
My poznaliśmy dwóch z nich- Janka i Karola. Do Karola należał ten samochód na rzeszowskich numerach, który widzieliśmy dzień wcześniej, więc widać spotkanie było nam pisane 🙂 A że jesteśmy bezczelni i nie marnujemy takich okazji, po pierwszych 10 minutach rozmowy umówiliśmy się z chłopakami na wspólny obiad w polecanej przez nich restauracji.
Karol i Janek podczas opowiedzieli nam wtedy o swoim kursie, szkole lotników w Kawali i o tym jak zostać pilotem. I już prawie byłem gotowy aplikować do tej szkoły, ale chwilowo nie prowadzą naborów, więc muszę jeszcze trochę poczekać na swoją szansę 😉
A Wy chcielibyście kiedyś samodzielnie pilotować jakiś statek powietrzny? Może tak jak pan Pasternak?