Chile jest jednym z ciekawszych krajów do odwiedzenia, gdyż z uwagi na swój kształt i ogromną rozpiętość południkową (6000 kilometrów!) obejmuje on szereg bardzo zróżnicowanych krajobrazów i klimatów, w których każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie.
Będzie więc klimat pustynny, solniska, wulkany. Będzie klimat umiarkowany, palmy i winnice. Będą wysokie góry i stoki narciarskie. Będzie też cudowna i chłodna Patagonia – piękne góry, lodowce i pampa. A jak starczy czasu i budżetu – wisienka na torcie – Rapa Nui czyi Wyspa Wielkanocna! Jak zaplanować wyjazd do Chille? Czytaj dalej!
Na ile dni warto pojechać do Chile?
Zróżnicowane ukształtowanie terenu i ogromna liczba ciekawych rzeczy do zobaczenia w Chile sprawiają, że osoby podróżujące po tym kraju mają sporo możliwości w planowaniu podróży.
Państwo to leży jednak stosunkowo daleko od nas, więc sam dolot na miejsce zajmie sporo czasu. Zatem jeśli już jedziemy tak daleko, to warto sobie zaplanować minimum 2, a najlepiej około 3 tygodnie na zwiedzanie. 2 tygodnie to takie absolutne minimum, bo sam transport do dwóch lub trzech najbardziej interesujących miejscówek już zjada sporo czasu.
My w listopadzie i grudniu 2022 roku spędziliśmy w Chille prawie miesiąc i chcemy się podzielić naszymi doświadczeniami.
Jak dolecieć do Chile?
Z Europy można dolecieć w zasadzie tylko do chilijskiej stolicy – Santiago de Chile (kod lotniska SCL). Regularne loty (i pewnie w regularnie najtańszych cenach) ma Iberia, ale tylko z 4 lotnisk z Europy da się tam dolecieć bezpośrednio: Londyn, Paryż, Madryt, Barcelona.
W większości więc przypadków albo czeka nas przesiadka w Hiszpanii, albo dolot najpierw gdzieś indziej do Ameryki (USA, Panama, Kolumbia, Brazylia) i dalej lot do Chile. Tak czy owak – jest co lecieć 😉
Standardowe ceny biletów do Chile są niestety dosyć drogie. Koszt waha się w przedziale 2,5- 3,5 tys. zł. 2tys. to będzie już dobra cena.
Nam udało się upolować promkę za 1300zł i lecieliśmy na trasie Amsterdam- Panama City- Santiago de Chile- Houston- Amsterdam. Dużo przesiadek, ale wiadomo- jak tanie bilety to nie będzie wygodnie 😉 No i wylot był ze stolicy Holandii, do której musieliśmy się dokulać we własnym zakresie.
Jak poruszać się po Chile?
Chile jest ogromnym krajem, ma wiele tysięcy kilometrów z południa na północ, więc zasadnicze odcinki pokonuje się samolotami. Szkoda czasu na autobusy czy jazdę samochodem, bo loty są tanie i jest ich sporo w rozkładzie.
Krótsze odległości możemy pokonać autokarami (np. Bus Sur) albo wynajętym autem (np. w lokalnej firmie Chilean).
Proponowany plan podróży
Plan wyjazdu, który będzie obejmował największe atrakcje Chille, jest bardzo prosty i może wyglądać tak:
- Przylot do Santiago i ewentualne atrakcje w tej „środkowej” części kraju
- Atacama i ewentualnie Boliwia, czyli północ Chille
- Patagonia i ewentualnie Argentyna, czyli połydnie Chille
- Wylot z Santiago
Santiago będzie zatem naszym pierwszym i ostatnim miejscem do odwiedzenia.
Plan ten na spokojnie można zrealizować w około 2-3 tygodnie, dopasowujac go do czasu, którym realnie dysponujecie.
Część pierwsza – Santiago de Chile
Po przylocie do Chile dobrze jest na co najmniej jedną noc zostać w Santiago. Będzie czas na odpoczynek po podróży, ogarnięcie zmiany strefy czasowej, a także wypłatę kasy z bankomatu i zakup karty SIM.
Dojazd z lotniska do centrum to koszt ok 5 USD (autokar Turbus) albo 20-50 USD (taxi/uber). Druga opcja jest droższa, ale za to trafiamy od razu na miejsce noclegu, którego można poszukać na Airbnb. Po długim locie z Europy, i zmianie strefy czasowej, nocleg w stolicy będzie wygodnym rozwiązaniem.
W zależności od tego ile macie czasu w Santiago, możecie wybrać się na spacer po mieście aby zwiedzić główne atrakcje – kościoły, place, parki.
Można też wjechać dosyć tanią kolejką na szczyt San Cristobal,czyli wzgórza, z którego roztacza się piękny widok na miasto.
Opcjonalnie – jeśli macie dużo czasu – z Santiago można wybrać się w Andy. Jedzie się w stronę Argentyny, gdzie można znaleźć się u podnóża Aconcagua, najwyższego szczytu Ameryki Południowej, a nawet dalej do Argentyny do Mendozy.
Można też w czasie chilijskiej zimy (nasze miesiące wakacyjne) pojeździć na nartach – infrastruktura w okolicach Santiago jest naprawdę na wysokim poziomie.
Część druga – Atakama
Po aklimatyzacji w Chile, pora ruszać na Atakamę- pustynię, która jest jednym z najsuchszych miejsc na Ziemii.
W tym celu kupujemy lot do Calamy (kod lotniska CJC). Sama Calama będzie tylko miejscem przesiadki, bo to miasto na pustyni jest nieciekawe i chyba średnio bezpieczne (kieszonkowcy ukradli nam tam telefon).
Na lotnisku wynajmuje się samochód w jednej z wypożyczalni (polecamy Chilean), albo od razu łapie się transport do San Pedro de Atacama (w skrócie SPdA). Jeśli wynajmujecie auto polecamy jednak brać coś z mocniejszym sielnikiem, słabe auta benzynowe będą ledwo się toczyć na dużych wysokościach, na których leży Atacama (nawet powyżej 4500 mnpm).
San Pedro jest miastem – biurem podróży. Składa się z jednej głównej ulicy, stacji paliw (można płacić kartą), paru jadłodajni, parunastu hosteli i dwóch sklepów.
Jest to też baza wypadowa we wszystkie interesujące miejsca na Atacamie. Jeśli ma się własne auto to samodzielnie można sobie wybierać gdzie i w jakim celu się pojedzie. Ważne – warto zawsze mieć auto zatankowane w SPdA, inaczej może nam zabraknąć paliwa a innej stacji paliw w okolicy nie ma!
Jeśli jesteśmy tylko z plecakiem, to na głównej ulicy SPdA jest duże nagromadzenie biur podróży i można przebierać w ofertach, cenach i pakietach.
O atrakcjach Atacamy pisaliśmy w osobnym artykule TUTAJ, więc tutaj wymienimy tylko te najważniejsze:
- Gejzery El Tatio
- Salar de Atacama (solniska)
- Valle de Luna (Dolina Księżycowa)
- laguny
- Obserwatorium Astronomiczne ALMA
- Caldera la Pacana na trasie do Argentyny, Altiplano – płaskowyże wysoko w górach (>4000 m n.p.m)
Opcja dodatkowa – Salar de Uyuni
Będąc w SPdA i dysponując większą ilością wolnego czasu można wykupić wycieczkę do Boliwii na najbardziej znane solnisko na świecie – Salar de Uyuni.
Organizują to chilijskie firmy z SPdA i trzeba na to zarezerwować do 5 dni (jednak jest to spory kawałek drogi do przejechania).
Oczywiście jest to trochę dziwne, żeby planować zwiedzanie Boliwii przy okazji wizyty w SPdA, ale jak się okazuje dużo łatwiej (i taniej) jest dolecieć z Europy do Chile i potem dodatkowo wykupić wycieczkę na Uyuni, niż planować dedykowaną podróż do Boliwii.
Na koniec jedna uwaga: na Atacamie są duże wysokości i może się zdarzyć, że dopadnie Was choroba wysokogórska.
Jest to oczywiście bardzo subiektywne i każdy może reagować inaczej, ale weźcie to pod uwagę – np. jeśli jedziecie z małymi dziećmi.
SPdA jest położone na ponad 2000 mnpm, ale już wycieczka na gejzery to ponad 4000 mnpm.
Możecie się czuć gorzej, Wasze auto też będzie słabiej pracować przy takich wysokościach. W SPdA w sklepach można kupić herbatę i cukierki z koki, podobno pomaga to w łagodzeniu objawów choroby wysokogórskiej.
Część trzecia – Patagonia
Kolejnym obowiązkowym miejscem do odwiedzenia w Chile jest Patagonia.
Tutaj po stronie chilijskiej mamy dwa miasta, do których można dolecieć z Santiago: Punta Arenas lub Puerto Natales. Jeśli więc lecimy z Atacamy, czeka nas przesiadka w stolicy. Warto jednak kupić tę trasę na jednym bilecie aby nie było kłopotu z bagażem nadawanym.
My proponujemy polecieć do Punta Arenas (kod lotniska PUQ), miasta daleko na południe nad Cieśninę Magellana, i tam zacząć zwiedzanie Patagonii.
Południowa Patagonia i Wyspa Ognista
Samo Punta Arenas nie jest wyjątkowo ciekawe. Najbardziej interesujący jest tam może ogromny cmentarz w centrum miasta (połowa nazwisk ma chorwackie korzenie) i widoki na Cieśninę Magellana.
Można też wykupić rejs statkiem na Isla Magdalena, gdzie na stałe przebywa kolonia pingwinów. Należy jednak pamiętać, że wycieczka nie należy do najtańszych i płynie się 1h w jedną stronę (a często pogoda na morzu jest kiepska i rejs może być bardzo nieprzyjemny). Czas na wyspie też jest ograniczony do około jednej godziny.
My z tej wycieczki zrezygnowaliśmy ze względu na koszty (ok 100USD za osobę!), a pingwiny (za darmo!) ogladaliśmy na malutkiej wysepce w okolicy Vina del Mar.
W Punta Arenas polecamy wynająć samochód z możliwością oddania w Puerto Natales i pozwoleniem na wjazd do Argentyny – są to dwie dodatkowo płatne opcje, ale dzięki nim będziemy mieli maksymalną swobodę w zwiedzaniu tej części Chile.
Więcej o tym, jak dokładnie my to zorganizowaliśmy, piszemy w pierwszym z cyklu artykułów o chillijskiej Patagonii TUTAJ.
Jeśli dysponujemy większą ilością czasu to z Punta Arenas możemy pojechać samochodem na Ziemię Ognistą (Tierra del Fuego) – jedzie się autem kilka godzin przez pampę (południowoamerykański step).
Trzeba obrać kierunek na wschód, ku wejściu do Cieśniny Magellana a następnie kupić bilet na prom przez Cieśninę (ok. 18 USD). Dalej, już na wyspie, czeka nas znowu wszechobecna pampa, a dalej na południe gęste lasy, góry i fiordy.
Można pojechać do argentyńskiego miasta Ushuaia, a nawet dalej przez Kanał Beagle do chilijskiego Puerto Williams, podobno najdalej wysuniętego na południe miasta na świecie. A dalej to już tylko Przylądek Horn albo rejs na Antarktydę (z Ushuaia), ale na to potrzeba znaczenie więcej czasu (i pieniędzy!).
Gdy już nas nacieszy Ziemia Ognista – wracamy przez Cieśninę Magellana i przez pampę mkniemy na zachód i na północ – do Puerto Natales.
Jeśli nie mamy samochodu – Bus Sur zawiezie nas od razu do Puerto Natales, gdzie ma miejsce druga część naszej patagońskiej przygody.
Północna Patagonia – Park Torres del Paine
Do Puerto Natales, które przypomina małe miasteczko na Alasce, jedzie się tylko w jednym celu – jest to baza wypadowa do jednego z najpiękniejszych parków narodowych na świecie – Torres del Paine. O samym parku piszemy w tym artykule, do którego zapraszamy.
Jest to miejsce zarówno dla wytrawnych wędrowców, którzy nie boją się w trudnych warunkach pogodowych maszerować przez kilka dni po górach i spać pod namiotem (trekkingi trasą W i O), ale też mniej wytrawni turyści znajdą tam wiele miejsc do oglądania i zachwytu.
Koniecznie trzeba sobie rezerwować na park TdP kilka dni, niezależnie od tego czy śpimy w parku, czy, tak jak my, dojeżdżamy z Puerto Natales.
Jeśli nie ma się auta to też nie problem. Są gotowe wycieczki z Puerto Natales, ale najlepiej i najprościej na własną rękę zorganizować sobie dojazd autobusem Bus Sur.
Opcja dodatkowa – Patagonia w Argentynie
Jeśli mamy nadmiar czasu w Chile to koniecznie trzeba wybrać się też na argentyńską stronę i zwiedzić drugą stronę cudownej Patagonii.
Nie ma znaczenia czy mamy własny samochód, czy też korzystamy z Bus Sur. Co prawda odległości są spore, ale jedzie się wygodnie, granice przekracza w miarę sprawnie i wszędzie da się dojechać.
W Argentynie należy obrać sobie dwa cele. Jednym z nich jest El Calafate, największe miasto w tej części Argentyny (również lotnisko, na które można dolecieć z Buenos), takie serce turystyczne regionu. Stąd albo kupuje się wycieczki, albo jedzie samemu na 'lokalne’ atrakcje.
Największą z nich jest położony przy samym El Calafate lodowiec Perito Moreno. Można dojechać samochodem praktycznie pod samo jego czoło, w miejsce gdzie schodzi ono do jeziora. Jest to najlepiej eksponowany i najłatwiej dostępny lodowiec jaki znamy i koniecznie trzeba go zobaczyć! Więcej o tym piszemy w TYM ARTYKULE o argentyńskiej części Patagonii.
Drugi cel to El Chalten, takie patagońskie Ustrzyki Górne. Miasto, a właściwie maisteczko, leży na końcu drogi, u podnóża pięknych Andów, z majestatycznym szczytem Fitz Roy oraz słynnym Cerro Torre w tle.
Miejsce na kilka dni wędrówek bardziej i mniej wymagających. I uwaga – przewaga nad Torres del Paine – tutaj park narodowy jest całkowicie darmowy!
Ogólnie Argentyna jest dużo tańsza od Chile, więc jeśli macie czas w Patagonii, koniecznie pojedźcie na argentyńską stronę – zarówno widoki jak i ceny będą dla Was zachwycające.
Opcja dodatkowa – Valparaiso
Jest w okolicy Santiago de Chile jeszcze jedno ciekawe miejsce do odwiedzenia. Około godzinę drogi od stolicy mieści się bardzo znane miasto portowe Valparaiso. Popularne jest głównie ze względu na śliczne kolorowe domki, strome uliczki i schody. Ma niestety także kiepską reputację jeśli chodzi o bezpieczeństwo.
Nam po przykrej sytuacji w Calamie (kradzież telefonu) nie chciało się już pakować w kolejne szemrane dzielnice, więc wynajęliśmy dom nad morzem nieopodal Valparaiso, w sąsiednim miejscowości Renaca. Uwaga! Ceny tu są podobno najwyższe w całym Chile, bo to typowe nadmorskie kurorty dla bogatych (jak u nas Sopot).
Nie mniej jednak czekają Was tu piękne zachody słońca, a także dwie świetne atrakcje:
- niesamowite piaskowe wydmy niczym na Saharze ale w środku miasta (Dunas de Concon koło miasteczka Concon),
- kolonia pingwinów możliwa do obejrzenia całkiem za darmo na niewielkiej wysepce oddalonej może 50 metrów od brzegu. Na wyspę nie można wchodzić, ale spokojnie można obejrzeć ptaki przez lornetkę, choć widać je także gołym okiem prosto z brzegu. Aby tam dotrzeć ustawcie GPS na miejsowość Cachagua (ok 1h na północ od Renaca) i szukajcie wyspy Monumento Natural Isla Cachagua.
W Valparaiso i okolicy nie ma się za to co nastawiać na wielkie kąpiele. Na tamtym wybrzeżu Oceanu Spokojnego „grasuje” bowiem zimny prąd Humboldta znad Antarktydy. Woda w oceanie jest zwykle wzburzona i przez cały rok ma temperaturę około 16st C.
Opcja super dodatkowa – Wyspa Wielkanocna
Każdy chyba słyszał o Wyspie Wielkanocnej (Rapa Nui) i widział zdjęcia ogromnych kamiennych posągów. Wyspa ta należy do Chile i jeśli chcemy się tam dostać, to jedynym realnym sposobem jest lot samolotem lini LATAM z Santiago de Chile na lotnisko Isla de Pascua (IPC). Lot trwa kilka godzin i w promocyjnych cenach można go kupić za 300-400 USD w dwie strony (normalnie około 500-600 USD).
Jest to więc stosunkowo droga atrakcja, ale jeśli macie taką możliwość – warto to rozważyć. Na miejscu planujcie sobie 2-3 dni, więcej nie trzeba, bo za dużo do oglądania, poza tajemniczymi kamiennymi rzeźbami, to tam nie ma. U nas na razie zostaje to na 'bucket list’. Nie mieliśmy na to czasu w Chile, ani też nie było biletów w niskiej cenie, a planując budżet dla 5 osób rożnica 200-300USD na każdej z nich robi się znacząca.
Na koniec znowu Santiago
Tradycyjnie przed powrotem z dalekiego miejsca do domu zachęcamy do spędzenia ostatniej nocy gdzieś bliżej lotniska. Oczywiście wszystko zależy od Waszej oceny ryzyka i ewentualnych problemów przy przegapieniu lotu.
Najpewniej dolot z Atacamy czy Patagonii (czy Rapa Nui) do Santiago macie na zupełnie innych biletach niż lot powrotny do domu (czyli jest to osobna rezerwacja), więc ewentualne spóźnienie pierwszego samolotu 'do Santiago’ może Was kosztować przegapienie lotu powrotnego do domu i spore kłopoty.
Dla jednego może być to drobnostka bo ubezpieczenie to jakoś ogarnie, dla innego konieczność kupna biletu za mile, dla nas przy 5 osobach i 5 biletach potencjalnie do stracenia jest to niestety poza zasięgiem akceptowalnego ryzyka, więc zawsze ostatni dzień przed odlotem jesteśmy w okolicy lotniska odlotu.
W Chile byliśmy w okolicy Valparaiso, skąd samochodem wracaliśmy na lotnisko w Santiago i powiem, że ostatnie pół godziny było jednak stresujące. Ruch w piątkowe popołudnie był ogromny i świadomość, że ewentualna stłuczka na drodze może nas unieruchomić na kilka godzin przed lotem, nie była przyjemna. Jak nie lubicie takich akcji – oszczędźcie sobie stresu i bądźcie gdzieś blisko lotniska przed odlotem do domu. Jakem Wuj Dobra Rada!