Nowa Zelandia zdecydowanie ma metkę jednego z droższych krajów świata. Mówi się, że trzeba mieć dużo pieniędzy, żeby tam pojechać.
Czy to prawda? Zapraszam do przeczytania tego artykułu, a wszystkiego się dowiecie.
Co to znaczy drogo?
Wiecie jak to jest- to co dla jednego jest tanie, to dla innego będzie drogie.
Jedni wyjeżdżają i szukają do spania luksusowych hoteli z basenem, inni nocują w hostelach. Ktoś je w restauracji, ktoś na ulicy u pani z budy (to akurat nie w Nowej Zelandii:). Ktoś podróżuje samolotem pierwszą klasą na leżąco, inny najtańszą opcją prawie bez bagażu. W kwestii podróży wszystko jest względne i zależy od Waszej sytuacji materialnej i wcześniejszych doświadczeń.
Jak to widzimy my- pięcioosobowa rodzina z raczej niewielkim budżetem na podróże, szukająca zawsze najtańszych rozwiązań?
Drogo jest wtedy, kiedy nie stać nas na zjedzenie co jakiś czas posiłku w restauracji i kiedy raczej obawiamy się o to, czy starczy nam kasy do końca podróży. Zaczynamy „ściubić” i wybierać atrakcje, z których chcemy skorzystać. Jeśli włącza nam się opcja: „albo to albo to, bo na oba nie mamy pieniędzy i będziemy musieli przestać jeść”, to owszem, uważamy dane państwo za drogie.
Czy Nowa Zelandia jest droga?
W kontekście tego, co napisałam powyżej, owszem- Nowa Zelandia jest droga.
Jeśli jedzie się tam we dwójkę to hamburger za 75zł może nie robi wrażenia, bo jest tylko dwa razy droższy od polskiego, ale jeśli idziecie w piątkę do knajpy i na pięć hamburgerów plus napoje musicie liczyć 500zł (na jeden posiłek!) to już wyglada inaczej, prawda? Jakby gorzej 🙂
Przygotowaliśmy więc krótkie zestawienie najważniejszych dla podróżnika kosztów, żebyście wiedzieli, czego się spodziewać.
Jedzenie w markecie
Przez całą naszą podróż robiliśmy zakupy w marketach i gotowaliśmy sami. Pierwszego dnia weszliśmy do Countdown i już tam zostaliśmy. Mają szeroki wybór wszystkiego. Naprawdę wszystkiego. Do tego można dostać przy kasie kartę stałego klienta, która daje bardzo sensowne zniżki. Ale czy jest tam tanio? To zależy co.
Stosunkowo najdrożej wypadały pieczywo, płatki śniadaniowe (nawet 12NZD, czyli ok 35zł za paczkę muesli) czy warzywa i owoce.
Te ostatnie wręcz ekstremalnie drogie: ziemniaki 9zł za kilogram, cebula 12zł za 1,5kg, czerwona cebula 45zł za kilogram (!), jabłka 21zł za 1,5kg, pomidorki koktajlowe 250g – 15zł, lichy pęczek pietruszki (typu trzy listki niemalże)- 15zł.
Jeśli macie dzieci plus jest taki, że w każdym markecie w NZ (w Countdownie na pewno) dziecko może sobie wziąć za darmo jeden owoc typu jabłko lub banana. Korzystajcie 🙂
Najtaniej kupowaliśmy mięso, zwłaszcza wołowe i jagnięce. Wiadomo, Nowa Zelandia bydłem i owcami stoi. Kilogram luksusowej wołowiny mielonej w cenie około 30zł to cena porównywalna, a nawet lepsza niż w Polsce, biorąc po uwagę jakość produktu.
12 jajek kosztuje 24zł.
Najfajniej cenowo wypadały przetwory owocowe i warzywne typu keczupy, dżemy, lemon curd, relishe, pikle itp. Jakość pierwsza klasa niczym ze spiżarni babuni, słoik 400g w cenie 16zł. Żałujemy, że nasza ulubiona firma miała tylko plastikowe opakowania, bo wieźlibyśmy do Polski te buraczkowe chutneye i pomidorowe relishe. Za tym będziemy tęsknić.
Gotowaliśmy na obiady głównie makarony z sosami ze słoika: paczka makaronu- 9zł, dwa słoiki sosu: 30zł, kiełbaska do tego: 20zł. W wersji z tuńczykiem z puszki za 8zł- jeszcze taniej!
Chętnie korzystalismy też z wody butelkowanej: 4zł za 1,5l wymieszanej z przepysznym syropem do lemoniady (tylko naturalne składniki, smak jak od babci ze spiżarni)- koszt za butelkę od 15 do 25zł.
Na alkoholach się nie znamy, bo nie pijemy.
Na podstawie artykułów, które kupowaliśmy stale w sklepie tej samej sieci, na przykład kremu cytrynowego lemon curd, wydaje nam się, że Północna Wyspa jest tańsza niż Południowa.
Jedzenie w restauracji
Wyjście do restauracji to naprawdę spory koszt.
Podczas naszego prawie miesięcznego pobytu udało nam się zjeść w lokalu może dwa razy: raz w wiosce Maori kupiliśmy mega drogą kolację z występami i raz poszliśmy na rybę z frytkami (to generalnie najtańsze jedzenie w knajpie, jakie można znaleźć). Koszt tego drugiego dla naszej piątki wyniósł wtedy około 40 NZD, czyli jakieś 120zł. Zjadliwie.
A! Raz tajniacko przed dziewczynami kupiliśmy sobie na spółkę gałkę lodów. Były słabe i kosztowały 16zł (!). Wyjście z dziećmi kosztowałoby nas 80zł. Dla piątki inaczej się liczy budżet, co?
Pozostałe ceny, które widywaliśmy, oscylowały w granicach 20-25-30 NZD (pomnóż razy 3, aby zmienić na złotówki) za danie typu hamburger, pizza, makaron. Żadne tam aj waj. We dwójkę pewnie byśmy poszli co jakiś czas, w piątkę musieliśmy powiedzieć pass.
Wynajem samochodu i paliwo
To wypadło nie najgorzej.
W Nowej Zelandii byliśmy w grudniu 2022 w tzw. wysokim sezonie, gdy dostępność samochodów była odwrotnie proporcjonalna do wysokiego zapotrzebowania.
Ze względu na warunki umowy (koniecznie sprawdźcie, czy wypożyczalnia zezwala na trasport auta między wyspami i ile dolicza za relokację!), wyszło nam, że najtaniej będzie wypożyczyć dwa osobne pojazdy: jeden na Wyspę Północną (wypożyczka w Auckland, zwrot w Wellington), a drugi na Wyspę Południową (wypożyczka w Picton, zwrot w Dunedin).
Początkowo, zwłaszcza na północy, sprawa wydawała się dramatyczna– w sensownej cenie mieliśmy do wyboru tylko Suzuki Swift (dla 5 osób z solidnymi bagażami!) za kwotę rzędu 300zł dziennie.
Przy odbiorze auta z wypożyczalni miła pani z obsługi, która nas zobaczyła, powiedziała, że będzie nam w nim ciasno, więc da nam coś większego. I to bez żadnych dopłat! Finalnie jeździliśmy więc jakąś Kią Stonic całkiem niezłej wielkości.
Na Wyspie Południowej za mniej niż 300zł na dobę wypożyczyliśmy auto większej klasy – sporego SUVa. W cenie relokacja i oddanie samochodu na drugim końcu wyspy.
Pomiędzy Wellington i Picton płynęliśmy promem. Płaciliśmy tylko za 5 pasażerów bez samochodu i koszt wyszedł w granicach 750zł za 2h rejs rezerwowany z miesięcznym wyprzedzeniem (koniecznie trzeba rezerwować z wyprzedzeniem bo nie ma miejsc dużo i szybko się wyprzedają).
Paliwo (benzyna) było nieco tańsze niż wtedy w Polsce- około 6zł/litr.
Dolot do Nowej Zelandii
To chyba najbardziej pokaźny koszt. Podróż z Polski w granicach 4000zł za osobę można uznać za „komfortową cenowo”, najczęściej jest jednak drożej.
W naszym przypadku było to nieco inaczej, bo kupiliśmy lot był kobinowany, tj. mieliśmy bilety w jedną stronę z USA do NZ a powrót do Bangkoku.
Niestety nie ma reguły jak i którędy najtaniej dolecieć do NZ. Kraj kiwi jest daleko od wszystkiego i nawet duże linie lotnicze nie mają jak tam dolecieć.
Można próbować przez USA (jak przypadkiem uda nam się kupić niedrogie bilety do Stanów), można też szukać promocji tanimi liniami Scoot z Berlina do Singapuru i dalej coś 'łatać’ bezpośrednio albo przez Australię.
Pamiętać trzeba, że z Azji do Nowej Zelandii jest nadal daleko, choć na mapie nie wygląda. Lot z Tajpej trwa 11h, czyli tyle co z Frankfurtu do Panamy!
Jeśli już macie Nową Zelandię na celowniku to trzeba śledzić fora podróżnicze (np. fly4free) albo ustawić sobie alert cenowy w Loty Google.
Noclegi
Spanie rezerwowaliśmy na booking.com lub airbnb z około dwumiesięcznym wyprzedzeniem, a i tak tanio nie było.
System był taki, że określiłam, gdzie mniej więcej chcemy pojechać, a następnie szukałam najtańszego akceptowalnego noclegu dla 5 osób. Gdy udawało się znaleźć w cenie 300-350zł za dobę to był sukces, ale raczej oscylowalismy w okolicy 400-450zł.
Najdrożej było w Wellington, gdzie nic sensownego poniżej 700zł za opcję noclegu w hostelu w pokoju wieloosobowym nie udało mi sie ustrzelić. Dlatego finalnie spaliśmy w Himatangi Beach prawie 1h40min drogi od Wellington. Ale za to za 400zł. Czy to się opłaca oszczędzić 300zł, ale za to musieć dojechać prawie 4h tam i z powrotem? Niech każdy sobie już sam odpowie.
Drugim baaardzo drogim miejscem były okolice Queenstown na Wyspie Południowej. Tam również wyskakiwały mi ceny 700-1000zł dla naszej rodziny, więc tu także spaliśmy daleko od miasta w Makarora Lodge (dobre 1,5h jazdy one way).
Atrakcje
To temat najbardziej szeroki i trudny do podsumowania, bo wiadomo- każdy lubi coś innego.
Wielu turystów przyjeżdża do Nowej Zelandii po wrażenia: skoki na bungee, loty helikopterem, wspinanie się na lodowiec- to wszystko bardzo drogie imprezy i nie ma się co oszukiwać, że będzie inaczej.
Ze względu na to, że podróżujemy w piątkę, a miesiąc w Nowej Zelandii był tylko częścią większej podróży dookoła świata w ramach projektu 12/12 (czytaj tutaj), staraliśmy się bardzo szanować nasz budżet. W końcu pieniądze musiały starczyć na 3,5 miesiąca jeżdżenia po świecie!
Z tego powodu korzystalismy głównie z darmowych atrakcji, których w Nowej Zelandii jest mnóstwo, wybierając jedynie kilka płatnych, na których najbardziej nam zależało.
Najdroższą z nich był wieczór z Maorysami, o którym pisałam osobno w tym artykule. Ta jedna rzecz kosztowała nas 1800zł i stwierdziliśmy później, że to jednak było za drogo, a nas nie było stać na wydanie tylu pieniędzy na jeden wieczór. Ale wydaliśmy.
Z drugiej strony, jeśli bym miała wybrać jedną płatną (i drogą) atrakcję to zdecydowanie byłby to „Hobbiton”, który wart był wydanych pieniędzy po wielokroć. Dlaczego? O tym dokładnie piszę w tym artykule.
Z innych płatnych, ale nieco tańszych atrakcji, byliśmy jeszcze na wędrówce wśród drzew (link do ich strony). Koszt 89 NZD, czyli około 260zł za całą naszą rodzinę wydał nam się stosunkowo niewielki, jesli weźmie się pod uwagę, że w cenie są dwa wejścia: jedno za dnia, a drugie po zmroku, gdy cała ścieżka jest przepięknie podświetlona. To bardzo polecamy!
Poza tym z płatnych tematów skusiliśmy się też na Weta Cave w Wellington, czyli wizytę w studio, gdzie powstały efekty specjalne i właściwie cały świat do filmów Petera Jacksona. To był koszt około 155 NZD (ok 500zł) dla naszej rodziny i te pieniądze uważam za trochę słabiej wydane.
Była jeszcze wizyta w Wai-o-Tapu za 85NZD (240zł) dla naszej rodziny. Podziwialiśmy tam geotermalne zjawiska: baseny, gejzery, opary, kałuże błota…
To chyba tyle z płatnych atrakcji. Mało jak na miesiąc? Mało 🙂 Ale pamietajcie, że płatne imprezy, przynajmniej te, z których my korzystaliśmy, znajdują się głównie na Północnej Wyspie. Na Wyspie Południowej głównie jeżdziliśmy po parkach narodowych i podziwialismy widoki. Za darmo 🙂
Wystarczyło nam, że musimy oszczędzić pieniądze, żeby mieć na jedzenie huehue.
Jak zaoszczędzić na pobycie w Nowej Zelandii
Zanim powiem „jak zaoszczędzić na pobycie”, powiem dwa słowa „jak zaoszczędzić na pobyt”:)
Podróże kosztują, wiadomo. Mój mąż pesymistycznie mówi, że raczej era tanich podróży i lotów za grosze przeminęła bezpowrotnie.
Coraz więcej ludzi lata po świecie i zapotrzebowanie na turystyczne atrakcje wciąż wzrasta, a w raz z popytem, rośnie i podaż. Dlatego nie ma się co łudzić i czekać, aż podróżowanie potanieje, bo raczej tak się nie stanie. Z roku na rok będzie coraz drożej.
Więc jeśli marzy się Wam jakieś miejsce, to nie ma co czekać. Trzeba zacząć zmieniać marzenia w plany. A żeby stały się planami, trzeba zacząć oszczędzać.
Jak my to robimy i skąd bierzemy kasę na podróże, a potem w podróży, piszemy obszernie w tym artykule.
3. Alternatywne wersje noclegu
Rozejrzyjcie się za opcjami typu „couchsurfing” lub odkryty przez nas ostatnio „pet sitting”.
W ramach wymiany dób i czasu w zamian za opiekę nad zwierzętami macie szansę na darmowy nocleg w jakimś pięknym miejscu.
My zaoszczędziliśmy w ten sposób na pewno parę tysięcy. Więcej o tym jak ogarnąć pet sitting piszemy w artykule „Pet sitting- jak zacząć?”
A teraz Nowa Zelandia i kilka sposóbów na to, jak można zaoszczędzić już na samej podróży.
1. Termin
Jeśli to możliwe, nie jedźcie w czasie od grudnia do końca lutego. Wtedy w Nowej Zelandii jest sezon i wszystko jest droższe oraz mniej dostępne: wypożyczenie samochodu, nocleg, a nawet bilety samolotowe na dolot do NZ.
Różnica może być szokująca! Gdy my szukaliśmy połączenia lotniczego na trasie USA-Nowa Zelandia, normalna cena wypadała w granicach 1000zł, a w wysokim sezonie 5000zł (cena za osobę!).
Policzcie sobie, jak duża jest różnica przy pięcioosobowej rodzinie! Dlatego skracaliśmy nasz pobyt w Chile, żeby załapać się na ostatni dzień tańszych biletów z Houston (finalnie udało się kupić za około 400USD za osobę zamiast 1000USD, które musielibyśmy zapłacić od następnego dnia).
2. Rezerwacja z wyprzedzeniem
Wiadomo, jeśli popyt jest duży, to najtańsze opcje szybko znikają. Jeśli planujecie wyprawę do Nowej Zelandii, zarezerwujcie kluczowe zasoby jak noclegi i samochód możliwie jak najszybciej.
W tym akurat przypadku należy zapomnieć o spontaniczności, chyba, że macie duży budżet, który spokojnie zniesie droższe wersje noclegu i samochodu. My nie mieliśmy.
4. Korzystanie z darmowych atrakcji
A tych Nowa Zelandia oferuje naprawdę mnóstwo, bo właściwie każdy zakątek tego kraju jest absolutnie przepiękny!
Parki narodowe, do których macie darmowy wstęp, rezerwaty, szlaki spacerowe, widokowe, plaże, wodospady- wszystko to naprawdę wystarczyłoby nam do tego, żeby skutecznie zająć sobie czas przez parę miesięcy!
5. Darmowe muzea
Nie wiem czy wszystkie, ale na pewno duża część muzeów w Nowej Zelandii jest darmowa. Wydaje mi się, że to trochę spuścizna po Wielkiej Brytanii. Tam przecież też wiele tego typu placówek zaprasza zwiedzających bez opłat.
Najfajniejsze muzeum, w którym byliśmy w Nowej Zelandii to Te Papa– Muezum Narodowe tego kraju. Podobno uważane jest za faktyczne centrum Nowej Zelandii!
Czytaliśmy przed wyjazdem, że nawet dla tych, którzy nie lubią chodzić po muzeach (jak moja najstarsza córka Tosia), jest to pozycja obowiązkowa. I że można tam spędzić cały dzień. I że to jedno z najfajniejszych muzeów świata.
Pod każdą z tych opinii podpisujemy się dwoma rękami: my i nawet nasza córka Tosia (która powiedziała, że jest fajnie, ale ćććśśś).
6. Jedzenie w domu
Ze względu na wysokie ceny zrezygnowaliśmy z jedzenia w lokalach właściwie zupełnie.
Przez 4 tygodnie byliśmy na własnym wikcie, ale ponieważ produkty w supermarketach są naprawdę dobrej jakosci, nie było to takie straszne. Po prostu na zmianę jedliśmy makaron z sosem pomidorowym lub tuńczykowym 🙂
Ale były dni (na przykład ostatni, gdy wylatywalismy z Auckland), że żeby nie wydać fortuny na jedzenie, musieliśmy się zadowolić zupkami instant i noodlami z paczki.
To nasze pomysły na oszczędzanie w Nowej Zelandii. Wszystkie te sposoby pozwoliły nam jakoś „przeżyć finansowo” te Antypody:)
Oczywiście nie zaciskaliśmy pasa na maksa. Zależało nam na tym, żeby móc jednak coś zobaczyć, coś przeżyć i coś jeść:)
Nasza rada na nową Zelandię jest taka: przygotujcie się solidnie i zróbcie dobry research miejscówek do spania i do jedzenia. Co się da zaplanujcie i opłaćcie z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, będzie szansa wybrac najtańsze opcje. I przygotujcie się na to, że nawet mimo dużej finansowej oszczędności, Wasz budżet i tak zostanie przekroczony. Dobrze jest mieć w zapasie 15-20% ekstra kasy, żeby domknąć całość finansowo. No i nie martwcie się tak bardzo- w końcu nieczęsto jedzie się na drugi koniec świata. Niech kwestie finansowe nie przesłonią Wam radości z tej jedynej, wyjątkowej podróży.
Nowa Zelandio- dałaś nam finansowo popalić, ale kochamy Cię!