Cześć!
Jesteśmy Zawierty, bo tak od 2005 roku nazywa się nasza rodzina. Od kilkunastu lat uskuteczniamy podróże z dziećmi i to w wydaniu wielodzietnym :))
Zanim opowiemy więcej o nas razem, chcemy się przedstawić każdy z osobna.
/Oczywiście byłaby bitwa kto pierwszy, wiec może zrobimy to w kolejności od najstarszego do najmłodszego./
No 1. Rafał
Wypadałoby powiedzieć małomiasteczkowy. Urodziłem się w roku, gdy swoją pierwszą płytę wydała Metallica, a Lech Wałęsa dostał Pokojowego Nobla. Ale też w roku, w którym Apple zaprezentowało myszkę do komputera, a IBM do sprzedaży wprowadził komputer IBM PC/XT.
I chociaż na prawdziwe komputery przyszło mi trochę poczekać, to angielskiego uczyłem się grając na Amidze 500 i tak jakoś już z tymi komputerami zostało. Finalnie wylądowałem w branży IT gdzie od parunastu lat zajmuję się różnymi mniej lub bardziej ciekawymi sprawami.
W międzyczasie w moim życiu pojawiło się sporo pasji, z których do dziś zostały: żona, fotografia i podróże.
No 2. Marta
Rocznik 83 jak i mój mąż (wybacz Kochanie, zdradziłam Cię :)). Zawodowo zajmowałam się doprowadzaniem ludzi do łez, bo przez 12 lat miałam swoją pracownię, w której robiłam ręcznie robione albumy ze zdjęciami. Teraz widzę się bardziej w kolekcjonowaniu naszych własnych, głównie podróżniczych wspomnień. Poza tym uczę moje dzieci w ramach homeschoolingu (edukacji domowej).
Kocham gotować, stąd wiadomo, że jak się do Zawiertów idzie to na jedzenie :))
No 3. Tosia
Mam 14 lat, ale już od co najmniej czterech uważam się za nastolatkę /ą ę/.
Lubię jeździć na rolkach, deskorolce i innych mniej standardowych pojazdach.
A rodzice mogą powiedzieć tyle, że obserwując Tosi cechy lidera są pewni, że kiedyś zostanie panią kierownik hihi (Pani Kierowniczko! Pani poda księgę skarg i wniosków!). Podziwiamy w niej odwagę mówienia w obcych językach (nawet bez podstaw gramatyki :))
No 4. Ola
Ja mam 12 lat. Kocham wigilię i nasze tradycje rodzinne (np. zawieszanie skarpet dla Mikołaja).
Jestem totalnym molem książkowym, czytam rano, w ciągu dnia i wieczorem. Bez wytchnienia.
Edit od rodziców: Dlatego z Olą trudno się skontaktować, nawet w sprawach tak istotnych dla przeżycia gatunku jak zjedzenie obiadu. Ola jest najbardziej wrażliwą i najbardziej wytrwałą z naszych córek. Działa na zasadzie: „Padłaś? powstań, popraw koronę i do przodu!”. Za to pamięci do języków nie ma za grosz…
No 5. Ada
Mam 11 lat, ale chodzę już do szóstej klasy. Chcę zostać nauczycielką baletu, więc codziennie dużo tańczę. A poza tym lubię oglądać kości zwierząt (co według mamy można ładnie określić jako zainteresowanie anatomią :))
I trzy grosze od rodziców: Ada jest najlepiej jedzącym z naszych dzieci. To znaczy wszystkie jedzą (dużo!), ale Ada zje wszystko, czego nie tkną pozostałe- kocha śledzie, mięso (koniecznie tłuste!), a nawet wątróbkę. W podróży niestrudzona, w niczym nie ustępuje starszym w rodzinie, choć nie ma dla niej taryfy ulgowej. Urwis z niej straszliwy!
No to teraz już wiadomo, dlaczego nasz blog nazywa się „Five to fly” :))
Zaczęliśmy, my rodzice, od podróży narzeczeńskich i małżeńskich tylko we dwoje, ale potem zaczęły przychodzić na świat nasze dzieci… Przy pierwszej – Tośce – myśleliśmy, że to totalny koniec życia jakie znamy (brzmi znajomo?), ale przy drugiej i trzeciej udało nam się jakoś ogarnąć naszą rzeczywistość.
Uznaliśmy, że nie jesteśmy w stanie orbitować wokół trzech naszych dziewczyn jak wokół trzech królewien tak, żeby każda z nich była w centrum uwagi, bo po prostu nie damy rady, nie chcemy i w ogóle to one tego nie potrzebują! (a to ci odkrycie:))
Postanowiliśmy w końcu zacząć kształtować naszą rodzinę wedle tego jak chcemy, a nie w jaką stronę to wszystko zmierza. Zdecydowaliśmy się naturalnie włączyć je do tego czym i jak żyjemy. A zawsze chcieliśmy, żeby podróże z dziećmi to była „nasza broszka”.
No i co? Okazało się, że dziewczyny kochają wyjazdy tak samo jak my, bo w końcu wypiły to z mlekiem matki i trochę nie miały wyboru, bo taką wersję życia im zaproponowaliśmy :))
A teraz… jest nas w sumie pięcioro. Na stałe mieszkamy we Wrocławiu, ale kochamy wyjeżdżać, plątać się, wychodzić poza swoją strefę komfortu i narażać się na niewygody. Nasze podróże z dziećmi organizujemy zawsze na własną rękę i często na chybił trafił – gdzie uda się znaleźć tanie bilety, tam lecimy! A że podobno jest tak, że podróż do celu może być albo wygodna, albo tania, albo krótka i zawsze możesz wybrać maksymalnie dwa z tych trzech czynników, to jakoś tak nam wychodzi, że jest po prostu tanio, a nie zawsze wygonie. Ale kochamy schodzić z utartych szlaków, spać w autobusie lub w piątkę na dwóch jednoosobowych łóżkach i wpadać w różne niezwykłe sytuacje. Wszystko to po to, by poznawać wciąż nowe miejsca, obserwować świat niezwykłej przyrody, a przede wszystkim poznawać nowych ludzi, tam, z daleka od domu.
I próbować miejscowych smaków, bo my z gatunku tych, co dużo i dobrze lubią zjeść (dziewczyny też są „żarte”, choć może na to nie wyglądają:))
Na blogu dzielimy się doświadczeniem opartym o nasze własne podróże z dziećmi, co dla niektórych może wydawać się już samo w sobie dużym wyzwaniem. Chcemy pokazać, że rodzina, a nawet duża rodzina, nie musi być przeszkodą w realizowaniu swoich marzeń o zwiedzaniu świata.
Nie oznacza to oczywiście, że zawsze jest łatwo i kolorowo – tego też nie zamierzamy przed Wami ukrywać. Są konflikty, kłótnie, trudności, sceny płaczu i humory, ale te przeplatają się z zabawą, śmiechem i szczęściem z bycia razem. Staramy się, żeby miłość zwyciężała. To jest nasza decyzja podejmowana na nowo każdego dnia.