Jesli planujecie Patagonię to zacznijcie od części chillijskiej, żeby potem pojechać do argentyńskiej. Jeśli zrobicie odwrotnie, to Puerto Natales nie będzie się Wam aż tak podobało 🙂 Dlaczego? Bo argentyńska Patagodnia, którą widzieliśmy, jest co najmniej równie piękna jak ta chillijska, ale też ma o wiele lepiej zorganizowaną infrastrukturę dla turystów.
El Calafate
Sercem argentyńskiej części Patagonii jest Calafate. To spore miasto przywodzi nam na myśl miejsca, które w naszej podróży widzieliśmy w amerykańskich parkach narodowych: klimat górski, ładnie i zadbanie zrobiony. Wiecie- domy z bali, duże kliamtyczne restauracje a’la Kanada, dobre jedzenie w świetnych cenach.
Pieniądze w Argentynie
Skoro jestesmy przy cenach, to mamy dla Was wskazówkę, za którą nam podziekujecie, jesli wybieracie się nie tylko do Patagonii, ale do Argentyny w ogóle. Otóż funkcjonują tu dwa obiegi pieniędzy: oficjalny i nieoficjalny (co nie oznacza, że nielegalny).
Chodzi o kurs wymiany do dolara. I teraz uwaga: w czasie gdy my byliśmy w Argentynie oficjalny kurs dolara do peso argentyńskiego wynosił 100 USD= 16000 CLF. Starczy na 5 steków z argentyńskiej wołowiny.
Ten kurs obowiązuje przy wymianie w kantorze oficjalnym, przy wypłacie z bankomatów oraz przy płatności kartą, bo przecież płacąc plastikiem z polskiego banku tak naprawdę macie „zaszyte” w tej transakcji dwa przewalutowania: ze złotówek na dolary lub euro i z tego na peso argentyńskie. Piszę o euro, bo podobny oficjalny kurs obowiązuje również i dla tej waluty.
Natomiast wymieniając pieniądze nieoficjalnie (np. w resturacji lub innym punkcie, który trzeba znaleźć, co jednak nie powinno być bardzo trudne. Nam o oficjalnym i nieoficjalnym kursie powiedziała pani z …. oficjalnego kantoru!) obowiązuje kurs prawie dwukrotnie lepszy 100 USD = 29000 CLF . I już wam starczy na 9 steków z argentyńskiej wołowiny!
Dlatego jadąc do Argentyny najlepiej wieźć ze sobą dolary lub euro, wymienić je po kursie nieoficjalnym i wszędzie płacić gotówką. Wtedy cena benzyny wynosi około 2,5-3zł za litr (!), a 500-gramowy stek wołowy gruby na 3 cm będzie za jakieś 50zł.
Okej, to jedziemy dalej!
El Chalten
Nasze docelowe miejsce spania, w którym spędziliśmy dwa dni i żałujemy, że tak krótko.
El Chalten to małe miasteczko położone u stóp gór już w parku narodowym Glaciares w Argentynie.
Dlaczego tam jest tak super? Bo górują nad nim dwa legendarne szczyty: Cerro Torre i Fitz Roy. Poczytajcie o nich szerzej, jeśli chcecie.
Ja powiem tylko, że jeśli Puerto Natales było fajne i klimatycznie, to tu jest Cisna skrzyżowana z Przystankiem Alaska. Knajpek, barów i restauracji jest mnóstwo, a po ulicach wędrują ludzie gór w butach trekingowych. Jest spokojnie, a w ciągu dnia wszyscy idą w góry na krótsze lub dłuższe szlaki.
Nam z dziewczynami udało się wejść na dwa punkty widokowe: jeden trasą sumarycznie 12km (choć oficjalnie podają, że 8!), a drugi króciutki na wzgórze za miasteczkiem 1km.
Opcji jest tam o wiele więcej dla wędrowców o różnym stopniu zaawansowania, także nikt się nudzić nie będzie.
Nam starczyło czasu tylko na tyle i pozostaliśmy z niedosytem, który mamy nadzieję kiedyś uda nam się zaspokoić, bo koniecznie planujemy tam jeszcze wrócić.
Dodatkowo bardzo ucieszyły nas ceny w lokalach. Stołowaliśmy w legendarnej restauracji Rancho Grande otwartek 24h na dobę zgodnie z poleceniem naszego hosta z Airbnb. Jedzenie było pyszne, a porcje ogromne! No i właśnie tutaj jedliśmy te steki za 50zł.
Ceny w Patagonii
To właśnie temat, który potrzebuje osobnego omówienia. Czy w Patagonii jest drogo?
Jest, ale nie drożej niż w innych miejscach. Nie drożej, a taniej niż na przykład w Chorwacji, o której pisaliśmy w tym artykule. Tego się po legendarnie drogiej Patagonii nie spodziewaliście, co?
Chile jest w ogóle najdroższym krajem w Ameryce Południowej. Za przykładowy nocleg dla naszej piątki płaciliśmy w granicach 300zł za cały dom lub mieszkanie. Najmniej wydaliśmy na domek w Puerto Natales- około 200zł za dobę, ale przyznaję, że warunki były raczej proste.
Najdrożej kosztowało nas spanie w argentyńskim Chalten (450zł za noc), ale mieliśmy bardzo ładny apartament rezerwowany na 24h przed przyjazdem, więc już za bardzo nie było z czego wybierać.
Koszt obiadu to około 150zł za naszą rodzinę w knajpie (w Argentynie były to 2 ogromne steki i kotlet schabowy, którym nasze córki podzieliły sie we trójkę i nie dały rady). Za obiad jedzony w domu w stylu makaron z sosem lub smażone kiełbaski wychodziło około 50zł. Duże empanady z jabłkiem za 6zł sztuka, pieczony w całości kurczak za 40zł. Nieźle jak na przeraźliwie drogą Patagonię, prawda?
Z atrakcji najwięcej kosztowały nas bilety do topowej miejscówki w argentyńskiej części Patagonii, czyli do lodowca Perito Moreno. Policzyli nas tam po 4000 CLF (ok 60zł za osobę), dzieci bez zniżek.
Nie wydaje się to może aż tak drogo jeśli się policzy koszt dajmy na to kolejki na Kasprowy Wierch. Mogło być lepiej, bo argentyńskie dzieci płacą 700CLF, czyli prawie 6 razy mniej, ale patrząc na niesamowitość tej atrakcji, uważam że cena 300zł za naszą rodzinę naprawdę nie była wygórowana.
Perito Moreno
Lodowiec Perito Moreno to jeden z 46 jęzorów lodu, które schodzą w dół z Patagońskiego Pola Lodowego Południowego. Jest ono największym „magazynem” lodu na świecie poza Antarktydą i Grenlandią.
Jego niesamowitą cechą jest to, że w odróżnieniu od większości innych lodowców, ten nie kurczy się, a przyrasta 2 m dziennie.
Dlatego lód ciągle jest w ruchu i stale odpadają od niego mniejsze i większe fragmenty, co odwiedzający ten Park Narodowy mogą obserwować z platformy oddalonej o paręset metrów od czoła lodowca.
Czuć moc i potęgę natury, zwłaszcza, że ściana lodu, którą się ogląda wędrując po metalowych pomostach ma w najwyższym punkcie ponad 70m wysokości, i 5 km szerokości. Absolutnie polecamy, wyrywa z kapci!
Perito Moreno oddalony jest o 80km od El Calafate. Dojazd tam można ogarnąć także autobusem, choć my dojechaliśmy wynajętym w Chile samochodem (więcej o tym w artykule o chilijskiej części Patagonii).
I tam również zostawiliśmy serce, które leży gdzieś w El Chalten pod Fitz Roy’em.
Myślę, że nasza kolejna wyprawa do Patagonii, bo że taka będzie to nie mam wątpliwości, skoncentruje się bardziej na części argentyńskiej.
Mamy do zobaczenia Ushuaia i do zeksplorowania Ziemię Ognistą, którą ledwie musnęliśmy. Tyle szlaków czeka na odkrycie, tyle widoków na zobaczenie!
Dla mnie Patagonia jest tym miejscem na Ziemii, o którym marzyłam od dawna i mogę powiedzieć jedno: nie zawiodło pokładanych w nim nadziei.